Jak gen. Abraham namówił krotoszynian do osiedlenia w Świdwinie
(ŚWIDWIN) Spośród 46 generałów Polski międzywojnia, których biogramy zawarte zostały w książce Zbigniewa Mierzwińskiego „Generałowie II Rzeczypospolitej” (Warszawa 1990), jeden z nich gościł w powojennym Świdwinie.
Był to generał Roman Abraham (1891 - 1976) ostatni dowódca wielkich jednostek kawalerii polskiej z roku 1939 r., wcześniej - obrońca Lwowa, w którym jego żołnierze 22 listopada 1918 roku na ratuszu tego miasta zatknęli polski sztandar, natomiast w sierpniu 1920 roku, w bitwie pod Zagórzem, opodal Lwowa, nazwanej polskimi Termopilami, powstrzymując Rosjan, wielu z nich bohatersko poległo.
Do Świdwina przybył w połowie maju 1946 roku, w roli delegata pełnomocnika rządu ds. repatriacji w Państwowym Urzędzie Repatriacyjnym, w celu uśmierzenia buntu przesiedleńców z transportu spod Lwowa, którzy odmówili osiedlenia się w Świdwinie i jego najbliższej okolicy.
Krotoszyn - podlwowska wieś, po południowo-wschodniej stronie miasta, z 1112 mieszkańcami w latach 30. XX wieku.
W kwietniu 1946 roku dwa pierwsze transporty z mieszkańcami Krotoszyna, ze stacji kolejowej w pobliskim Sichowie, wyruszyły na zachód, w nowe granice Polski. Skierowane zostały na Śląsk, do miasta Namysłów oraz jego okolic.
Ostatni transport z mieszkańcami Krotoszyna wyrusza z Sichowa 2 maja, by po dwóch tygodniach, po przejechaniu tysiąca kilometrów, dotrzeć na Pomorze Zachodnie, do Świdwina. Jednak wygnańcy z Krotoszyna nie chcą osiąść w nieznanym sobie miejscu. Wiedzą, że ci którzy wcześniej opuścili rodzinny Krotoszyn, powoli już zadomawiają się w Namysłowie i jego okolicy (wsie: Wilków, Kamienna, Bukowa Śląska). Jest z nimi ich proboszcz ks. Michał Milewski, który część wyposażenia kościoła w Krotoszynie (m.in. obraz Matki Boskiej i rzeźba Chrystusa Frasobliwego) zabrał ze sobą i teraz nadal z nimi prowadzi pracę duszpasterską. Chcą, by transport ruszył dalej, do swoich, którzy już osiedli na Śląsku. Chcą nadal razem tworzyć społeczność krotoszyńską.
Wygnańcy z Krotoszyna buntując się przeciwko osiedleniu się na ziemi świdwińskiej, nie lada kłopot sprawiają nowo utworzonej administracji urzędowej Świdwina. Wszelkie jej zabiegi i starania o wyładowanie się ludzi z wagonów i osiedlenie w Świdwinie oraz w pobliskich wsiach na nic się zdały. W kłopotliwej sytuacji są też kolejarze. Transport z 60. wagonami blokuje tory, utrudnia ich przepustowość na dworcu. Wagony nie mogą stać bezczynnie, są potrzebne do innych zadań.
Krotoszynianie spod Lwowa, pomimo dwutygodniowej podróży w trudzie i znoju, koczują przy wagonach. Kończy się karma dla licznego bydła, które zabrali ze sobą wygnańcy z kresów wschodnich.
Meldunek o transporcie z przesiedleńcami, którzy nie chcą się rozładowywać z wagonów, błyskawicznie dociera do Warszawy.
Wkrótce na dworcu kolejowym w Świdwinie zjawia się delegacja z PUR-u, na której czele stoi generał Roman Abraham - lwowianin. Zaczyna rozmawiać z wygnańcami spod Lwowa. Pyta, czy są tutaj byli żołnierze z walk o Lwów. Wie, że z byłymi żołnierzami najlepiej się będzie rozmawiało. Jednym z nich jest Franciszek Cieśliński, który, po uściskach z generałem, przypomina mu o jego bohaterstwie i wychwala jego postawę w obronie Lwowa. Generał nadepnięciem na nogę Cieślińskiego daje znak, że takie wspomnienia w nowej sytuacji politycznej kraju, gdzie obecni są wśród nich przedstawiciele nie tylko miejscowych władz administracyjnych, ale także PPR-u i urzędu bezpieczeństwa, nie mogą mieć miejsca.
Po rzeczowym przekonywaniu, że nie ma innej możliwości, niż pozostanie w Świdwinie, generał Abraham z towarzyszącymi mu osobami, w tym z wybranymi przesiedleńcami, objeżdża pobliskie miejscowości podświdwińskie, w których są gospodarstwa do zasiedlenia. Większość krotoszynian to rolnicy. W końcu dają się przekonać, że muszą pozostać w Świdwinie i okolicy. Powoli, godzina za godziną, dzień za dniem, wagony zostają opróżnione. Furmanki z dobytkiem przesiedleńców ruszają do miejscowości podświdwińskich, m.in. do Brzeżna, Rzepczyna, Oparzna, Słonowic, Pęczerzyna, Przybysławia i Wilczkowa.
Część krotoszynian osiedla się w Świdwinie. Niektórzy z przesiedleńców nie wierzą, że przyjechali tu na zawsze. Tak na wszelki wypadek osiedlają się w pobliżu dworca kolejowego, jak mówią, w razie jakieś zmiany będą mieli blisko do powrotnej drogi na Lwów.
Generał Abraham dopiął swego - przekonał swoich pobratymców (generał Abraham urodził się we Lwowie, studiował na miejscowym Uniwersytecie Jana Kazimierza, gdzie uzyskał stopień naukowy dra praw i umiejętności politycznych). Oni też zaufali jemu. Tak jak z wojskiem, tak teraz z cywilami, wykazał się prędkością w podejmowaniu decyzji. Na podanym jemu papierze z drukiem niemieckim generał pisze swój adres domowy i wręcza jednemu z osiedleńców, Franciszkowi Cieślińskiemu, mówiąc:
- Jeżeli Wam będzie działa się jakakolwiek krzywda - będę oczekiwał wiadomości.
Od połowy maja 1946 roku Świdwin i jego najbliższe okolice wzbogaciły się o kolejną ludność - tym razem spod Lwowa. Dawni krotoszynianie spod Lwowa zadomowili się na dobre w Świdwinie i okolicy. Już ich trzecie pokolenie wrasta w tę ziemię, czuje się jej synami, pokochało ją i z nią związało całą swoją przyszłość.
TAC
Ps. W PRL jedna ze świdwińskich ulic nosiła nazwę generała Karola Świerczewskiego - generała komunisty (obecna ulica ks. J. Popiełuszki), który nie miał nic wspólnego ze Świdwinem.
A może teraz przydałaby się w mieście ulica generała Romana Abrahama. To on przemówił, po lwowsku, do ludzi spod z Lwowa, by pozostali na ziemi świdwińskiej - na stałe.