Po prawie pięciu latach znaleziono ciało majora Wojciecha R.
(ŚWIDWIN) Wstrząsający epilog tajemniczego zaginięcia majora lotnictwa
Wiadomość o okolicznościach odnalezienia zwłok majora lotnictwa Wojciecha R. ze Świdwina jest wstrząsająca. Na nowo odżyły pytania, co stało się feralnego dnia 29 maja 2006 r., gdy Wojciech R. wyszedł do pracy i do niej nie dotarł.
Wojciech R. był kadrowcem w stopniu majora w świdwińskim garnizonie lotniczym. W dniu zaginięcia, jak zwykle wyszedł rano do pracy. Ubrany był w odzież cywilną, w mundur przebierał się dopiero w pracy. Miał dojść piechotą do przystanku wojskowych autobusów. Nikt ze znajomych z jednostki o tej godzinie zaginionego nie widział. Kilka minut po siódmej, żona zadzwoniła do męża do jednostki. Kolega poinformował ją, że nie ma go jeszcze w pracy. Około dwunastej, gdy nie miała możliwości skontaktowania się z mężem, poinformowała policję w Świdwinie, że z mężem musiało się coś stać. Rozpoczęto poszukiwania, które prowadziła Żandarmeria Wojskowa i Policja, a przede wszystkim rodzina. O Wojciechu R. informowało wiele organizacji zajmujących się zaginionymi. Przez pięć lat bez skutku.
Niespodziewanie w kwietniu br. Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej we Wrocławiu poinformował, że we wrocławskim Zakładzie Patomorfologii znaleziono zwłoki i może to być ciało zaginionego Wojciecha R.
Jak ustalili śledczy, major zmarł w Szpitalu Kolejowym we Wrocławiu pod koniec grudnia 2006 roku, czyli pół roku po zaginięciu. Trafił do szpitala z krwotokiem wewnętrznym i lekarzom nie udało się go uratować. Przed śmiercią miał powiedzieć jak się nazywa, ale jednocześnie stwierdził, że jest bezdomny i nie ma rodziny. Co robił w okresie między zaginięciem a trafieniem do szpitala – nie wiadomo. Nie wiadomo też, czy uda się to kiedykolwiek wyjaśnić.
Ktoś we Wrocławiu musiał popełnić jakiś błąd, że nie wszczęto procedury poszukiwania rodziny zmarłego po tym, jak podał swoje nazwisko. Zwłoki majora, jako osoby bezdomnej, trafiły do kostnicy i tam przeleżały 4,5 roku. Po ich ujawnieniu wykonano badania genetyczne, które potwierdziły, że to ciało Wojciecha R.
W minionym tygodniu odbył się jego pogrzeb.
Konkluzja jest smutna - jak łatwo w naszym kraju można się „zgubić” i jak trudno państwu – jego instytucjom i organom odpowiedzialnym za bezpieczeństwo obywateli – odnaleźć swojego mieszkańca. KAR
A co miała zrobić Stefan? kto dał Ci prawo do takich pytań? Ta rodzina od lat cierpi! łatwo na forum być anonimowym i wypisywać coś do gazet?A może Ty masz coś z tym wspólnego? - jak się czujesz po takim zapytaniu?Od takich stwierdzeń jest co najmniej policja
Bierz sie za łopatę i zrób coś pożytecznego a nie przynosisz wstyd na forum. Ja tez często się martwię jak ktoś nie odbiera telefonu - taka ma natura. Szlak trafia jak czytam takie wypowiedzi. Obejrzyj co mówią rodziny w ktokolwiek widział ktokolwiek wie.
BARDZO WSPÓŁCZUJE TEJ RODZINIE. JAK CZYTAM TO CO PISZĄ W ARTYKULE TO AŻ ŁZY SIĘ CISNĄ. ZDĄŻYŁ SIĘ PRZEDSTAWIĆ...- "Konkluzja jest smutna - jak łatwo w naszym kraju można się „zgubić” i jak trudno państwu – jego instytucjom i organom odpowiedzialnym za bezpieczeństwo obywateli – odnaleźć swojego mieszkańca" - święte słowa
~karola
2011.07.14 21.44.02
A mnie nie dziwi wcale. Ona najlepiej znała swojego męża, najprawdopodobniej mógł być bardzo obowiązkowy i sumienny, i nigdy mu się nic takiego nie przytrafiło wiec miała prawo mieć przeczucie ze coś złego się wydarzyło.
~Stefan
2011.07.12 21.31.03
Trochę mnie dziwi, że żona już po 5 godzinach od wyjścia z domu informuje policję o zaginięciu.