Po ładnych derbach Sarmata wychodzi na prowadzenie
Sarmata: Brodowicz - Surma, Jaszczuk, Kieruzel, Padziński, Dudek, Pacelt, E. Kamiński, Grzelak, Dzierbicki, Bonifrowski oraz Bagiński, Anulicz, Załęcki, Mikołowski, Skrobiński, Pabiś.
Mewa: Tichanów - Pietrowski, Wasiak, A. Pawłowski, Kopka, Deuter, Błaszczyk, Kęsy, M. Pawłowski, Grygiel, Andrusieczko oraz Żurawik, Porębski, Gradus.
Strzelcy bramek: Bonifrowski 4 (22’, 31’, 37’, 61’), Kieruzel 1 (65’) dla Sarmaty, Gradus 3 (71’, 74’, 76’) dla Mewy.
Sędziował Krzysztof Gromadzki; asystowali: Andrzej Duklanowski i Łukasz Struk.
To były ładne derby; mecz był szybki, zacięty do samego końca i padło aż 8 bramek.
Z całego przebiegu gry lepsi okazali się gospodarze, którzy – jak przystało na lidera – mają bardziej wyrównany zespół we wszystkich liniach. W Mewie do przerwy nie zagrał Gradus (odczuwał skutki niedawnej kontuzji), zaś Mariusz Błaszczyk został cofnięty do obrony, co spowodowało, że w ataku zabrakło strzelców. Efektem była zmarnowana znakomita sytuacja sam na sam, w której piłkarz Mewy strzelił wprost w ręce Brodowicza, który – trzeba przyznać – zachował zimną krew. W drugiej połowy ładną paradą uchronił zespół od utraty gola, a przy strzelonych golach nie było jego winy. To silny punkt zespołu.
Mewa chyba niepotrzebnie na początku wzmocniła obronę, gdzie rolę dwóch stoperów pełnili Darek Kęsy i Mirek Pietrowski. Do tego Błaszczyk, więc w ataku osamotniony „szarpał się” Łukasz Grygiel, któremu trudno było wygrać pojedynki z kilkoma obrońcami. Ciężar powstrzymania szybkiego Damiana Padzińskiego wziął na siebie Darek Kęsy i popełnił dwa głupie błędy, próbując blokować go... rękami w polu karnym. Sędzia uznał to za przytrzymywanie i podyktował dwa „karniaki”, które Bonifrowski zamienił na gole.
- Kładzie się na mnie. - krzyczał wściekły z tego powodu w przerwie Kęsy.
Ten pojedynek dwóch boiskowych „wyżeraczy” wygrał Padziński. Podczas, gdy uwagę skupiał na sobie szarżujący napastnik Sarmaty, na przedpolu czyhał Wojtek Bonifrowski, który w odpowiednim momencie wchodził i strzelał. Najpierw walnął w poprzeczkę i to był sygnał ostrzegawczy. Później strzelił pierwszą bramkę, dwa karne, czwartego gola strzelił w drugiej połowie i przy stanie 5:0 mógł spokojnie zejść z boiska.
Ten spokój został jednak wystawiony na próbę w końcówce meczu. Na boisku pojawił się Marek Gradus i powiało grozą. Zaabsorbowani atakami i pewni zwycięstwa dobrzanie przysnęli w obronie. Ten brak czujności bezlitośnie wykorzystał Marek Gradus strzelając w ciągu pięciu minut trzy gole! Proste wrzutki, Marek na właściwym miejscu i tylko kulał piłkę koło nóg bezradnego Brodowicza. Wrzutki robił Darek Kęsy, który – nie mając czego bronić – poszedł do przodu. Gdyby ten duet zagrał tak od początku, wynik mógłby być zupełnie inny. Może Mewa spróbuje tak właśnie grać, bo układ defensywy Pietrowski – Kęsy – Błaszczyk poważnie osłabia napad, a dyrygowanie defensywą przez dwóch tak doświadczonych libero wprowadza więcej zamieszania, niż przynosi korzyści.
Sarmata zagrał na swoim równym poziomie. Nie było fajerwerków i nie był to szczyt możliwości tego zespołu. Musi je pokazać w pojedynku ze Spartą, do jakiego dojdzie za dwa tygodnie. Nieocenionym zawodnikiem jest Damian Padziński, który pohamowuje swoje strzeleckie ambicje nagrywając piłki lepiej ustawionym graczom. Wszystkie bramki padły z jego akcji. Sarmata wyszedł na prowadzenie w tabeli, Mewa zachowuje wysoką pozycję. KAR