Bramki: Dla Drawy: Robert Piłat (38\' karny), Tomasz Walkiewicz (68\'); dla Lecha: Janusz Sobala (93\').
Żółte kartki: Drawa – Wyrzykowski (17\'), Korczyński (35\') i Piłat (94\'); Lech – Piotr Kibitlewski (1\'), Czermanowicz (85\') oraz w 93\' za ściągnięcie koszulek na boisku: Sobala, Saja, Suska i Tomczak,
Czy może być tak, że przegrany zespół awansuje do wyższej ligi, a zwycięstwo nie cieszy zwycięzców? Okazało się, że może, i to na stadionie w Drawsku Pomorskim, gdzie rozegrał się pojedynek między miejscową Drawą a Lechem Czaplinek. Dramatyczny finał tego meczu przejdzie do sportowej historii zarówno w Drawsku Pom., jak i Czaplinku, a i zapewne w Złocieńcu będą go pamiętać, bo stamtąd też przyjechali kibice.
A przyjechało ich do Drawska tylu, że prawie całkowicie zapełniły się trybuny. To oczywiście kibice z Czaplinka, którego klub stał się obecnie wzorem wyznaczającym standardy postępowania sportowego całemu powiatowi. Gdzieś ze trzy lata temu opublikowaliśmy wywiad z prezesem Lecha, Januszem Ziętkiewiczem, który mówił o nastawieniu na pracę z młodzieżą. Wtedy dano sobie spokój z grą o awans. - Przyjdzie później. - mówił wtedy prezes klubu. Klub prowadził kilka zespołów trampkarskich i juniorskich, szkoląc przyszłą kadrę seniorską. Co prawda Lech nie gra wszystkimi swoimi zawodnikami, ale „ławkę” miał długą, zaś narybek będzie zasilał zespół przez następne lata. To także stworzona w klubie atmosfera, no i ten dwunasty zawodnik – kibice. Przyjechało ich do Drawska około 200. Widać było, że kochają swój zespół i ten awans był dla nich wielkim wydarzeniem, co pokazali na zakończenie meczu.
Mecz toczył się o niebywale wysoką stawkę – o przeskoczenie jednej ligi. Kto przegrywał, zostawał w nowo tworzonej V lidze. Wygrany awansował do IV. Lech wygrał z Drawą w Czaplinku 3:1 i Drawa musiała teraz wygrać, by zrównać się punktami, ale też musiała wygrać co najmniej 2:0, by awansować.
Nastawiona bojowo Drawa od początku ruszyła z animuszem do ataku. Przez całą pierwszą połowę była drużyną przeważającą, jednak presja wyścigu z czasem sprawiała, że atakowała zbyt nerwowo i chaotycznie. Bramkarz i stoperzy posyłali długie piłki do napastników, licząc na jakieś kiksy obrońców. Lech, jakby spodziewając się takiej gry, skoncentrował się na rozbijaniu ataków i wybijaniu Drawy z rytmu. Gdy wydawało się, że Drawa nie zdoła przebić tego muru, rozpędzony Walkiewicz wpadł w pole karne i w gąszczu nóg został zahaczony. Sędzia boczny, który był blisko, podniósł dla pewności chorągiewkę i główny wskazał na rzut karny.
Robert Piłat nie dał szans Pawłowi Proniukowi. Wyczekał do ostatniej chwili i gdy ten ruszył się w lewą stronę, strzelił w prawo. I chociaż bramkarz Lecha w tej sytuacji nie miał szans, to w całym meczu okazał się najsłabszym punktem zespołu. Interweniował niepewnie i nie radził sobie z łapaniem piłek, które mu zbyt często wypadały.
Drawszczanie czuli, że złapali kontakt. Podkręcili tempo, ale nadal atakowali chaotycznie i 1:0 utrzymało się do końca pierwszej połowy.
Na drugą połowę wychodzili ze świadomością, że od awansu dzieli ich już tylko jedna bramka. Lecha ten wynik ciągle premiował i zespół nie zmienił taktyki. Gdy sędzia wznowił mecz, Drawa znowu z impetem ruszyła do ataku. Lech szukał okazji do strzelenia w kontrach, ale miał ich w całym meczu niewiele. Dwa razy bliski zdobycia bramki dla Drawy był Łukasz Śledź, którego strzały głową o centymetry minęły okienko bramki Lecha. Lech najlepszą sytuację w drugiej połowie miał po rajdzie lewą stroną napastnika, który silnie dośrodkował, a stojący kilka metrów przed Piłatem czaplinianin głową posłał piłkę obok bramki.
W 68 min. meczu Korczyński na prawej flance przedziera się przez obronę i strzela. Proniuk przepuszcza piłkę i nadbiegający Walkiewicz końcem buta wpycha ją do siatki. Nieopisana radość kibiców Drawy, cała drużyna przygniata na murawie strzelca, w górę skaczą działacze. Jest upragnione 2:0. Ale do końca zostało jeszcze ponad dwadzieścia minut. Teraz dla odmiany Lechici zaczynają się spieszyć. Biegają nawet drawszczanom po piłki. Gra obronna pozwoliła im zachować więcej sił i teraz oni narzucają tempo gry. Idzie atak za atakiem. Sił zaczyna brakować drawszczanom, którzy często wybijają piłkę na oślep, aby zyskać na czasie. Mogliby go zyskać, gdyby linia pomocy potrafiła tę piłkę przejąć i nią pograć, przytrzymać, dać wytchnienie defensywie. Ale tej linii nie ma. Wyraźnie to najsłabsza formacja Drawy. Wybita piłka po chwili, jak bumerang, wraca pod bramkę Piłata. Oj, jak w tym meczu przydałby się Artur Kapeliński ze swoim doświadczeniem i bramkostrzelnością, z przytrzymaniem piłki, z pograniem na czas. Nie przepuściłby Olimpowi ani Lechowi. Ale wyjechał do Stanów. Przed dwoma najważniejszymi dla Drawy meczami. Tak to bywa. Ale wróćmy na boisko, bo na nim zwijają się dwaj piłkarze Drawy, którzy stuknęli się głowami. Twarda gra i starcia powodują urazy i związane z tym liczne przerwy. Wcześnie, z powodu kontuzji, z boiska schodzi Kobryś. Drawa ma za krótką ławkę, by dokonywać wartościowych zmian. To kolejny błąd, bo właśnie w tych ostatnich minutach mogła to zrobić, wprowadzając nowe siły i zyskując na czasie.
Mija 90 minut meczu i sędzia dolicza jeszcze cztery. A mógłby nawet kwadrans.
Te minuty zamieniają się w horror. Wszyscy nerwowo spoglądają na zegarki. Wybijać, wybijać piłkę, bo zaraz koniec. Faul na prawej flance. Piotr Kibitlewski podaje do Sobali, a ten z wysokości prawego narożnika pola karnego uderza... Piłka szybuje prosto w okienko, tuż za Piłatem. Ten zaskoczony chyba już wie, że jej nie sięgnie. Piłka wpada do siatki i jęk zawodu miesza się z wrzaskiem radości, jaki wydobywa się z dwóch setek gardeł. Kibice wbiegają na boisko i tańczą z piłkarzami. Sędzia pokazuje 4 żółte kartki Lechitom, którzy w szale radości zrywają z siebie koszulki. Radość jest tak ogromna, że już nikt nie panuje nad tą euforią.
Robert Piłat nie wytrzymuje. Schodzi z boiska. Sędzia nie wznawia gry, kończąc mecz. Na boisku szaleństwo czaplineckich kibiców i zawodników. Leją się „szampany”, podrzucają do góry Sobalę, tańczą i krzyczą.
Dopiero po kilkunastu minutach przedstawiciele KOZPN wręczają Lechowi puchar za zdobycie mistrzostwa południowej klasy okręgowej. Odbiera go bohater tego meczu, kapitan drużyny Janusz Sobala. Po przejściu przez wiele rąk trafia do prezesa Janusza Ziętkiewicza. Sobala mógłby powiedzieć – prezesie, zadanie zostało wykonane. Może tak powiedział, a może nie, ale teraz to już nie ma żadnego znaczenia. Jedno jest pewne, Drawa i Lech stworzyli wspaniałe widowisko i jako takie będziemy je pamiętać.
Kazimierz Rynkiewicz