(WIERZCHOWO. ) Wjazd do Wierzchowa od strony więzienia nie nastraja do normalnego spędzenia dnia. Szczególnie, gdy jest dwunasty lutego. W przeddzień dwudziestej szóstej rocznicy pobicia w tym więzieniu internowanych Polaków, działaczy Solidarności. Smutek pochmurnego dnia w samym Wierzchowie pogłębiony jeszcze i tym, że nikt tu o Rocznicy maltretowania walczących wówczas o niepodległość kraju Polaków, nie pamięta. Żadnych uroczystości, pamięci o tamtym strasznym dniu, choćby zwyczajowego plakatu powiadamiającego o wieczornicy z tej okazji. Jakby we wsi nie było nikogo, komu sprawy kraju nie są obce. Choćby tylko w Domu Kultury. Okazjonalnie nawet tylko.
SPÓR NIE O PIENIĄDZE?
W tym tygodniu o Wierzchowie głośno, ale z zupełnie innego powodu. Tutejszy lekarz rodzinny, Ryszard Skowyra, był o krok od zamknięcia Przychodni. Tym sposobem chciał zaprotestować przeciwko decyzji wójt, Emilii Niemyt, zmieniającej warunki umowy najmu pomieszczeń wykorzystywanych przez lekarza na Przychodnię i nie tylko.
Pani wójt jest w Wierzchowie władzą nową. Lekarz działa we wsi już blisko dziesięć lat i dał się poznać jako medyk z krwi i kości, z judymowskim zacięciem. Ciekawe, że w sporze, jak się wydaje, w ogóle nie idzie o pieniądze. O co w takim razie?
TRĄBIŁO RADIO
Na korytarzu Urzędu Gminy rozmowa o audycji jednej z rozgłośni radiowych o Przychodni właśnie. - Kłócili się – mówi anonimowa urzędniczka. - Nieładnie – składa dłonie w wielkim skonfundowaniu i ucieka, gdy zbliża się do niej nieznajomy tu mężczyzna. - Bardzo nieładnie – powtarza do kilkorga osób zamykając drzwi.
Postanawiam, że trzeba jednak do Przychodni. Do lekarza. Do władzy później. Do niej zawsze się zdąży. Ważniejszy ktoś, kto w Wierzchowie – jak tu mówią – Przychodnię Zdrowia wzniósł własnymi rękami. Pochodzi ze słynnego w tych dniach Mirosławca. Do Wierzchowa zawitał dziesięć lat temu. Mieszka Czaplinku, leczy także w Świerczynie. Tam jest część jego Przychodni.
W gabinecie tylko jeden pacjent. Mija prawie kwadrans, gdy można wreszcie z lekarzem porozmawiać. Już po paru zdaniach to ktoś, kto w rozmowie zachowa uważną dyscyplinę wypowiedzi biorącą się nie z wyuczenia, a z przekonania o własnych racjach.
Lekarz twierdzi, że na warunki nowej umowy nie mógł się zgodzić, gdyż wedle nowych ustaleń miał płacić czynsz za pomieszczenia, których nie używa, a w których na innych zasadach są gabinety stomatologii i ginekologii. Do tego za dwa zupełnie inne pomieszczenia, których też nie używa. Do tego jeszcze, mimo płacenia czynszu za wymienione pomieszczenia, musiałby je na swój koszt ogrzewać.
Gmina w osobie pani wójt, w związku z tym, że lekarz odremontował Ośrodek Zdrowia, gotowa była ten wkład odpowiednio odliczać od starannie wyliczonego czynszu z poprawką na remonty choćby. Lekarza w tej kwestii interesował konkretny zapis mówiący o precyzyjnie pokazanej kwocie należnej za postawienie Przychodni na nogi w sensie budowlanym, a także za jej bieżące utrzymywanie łącznie z wykonywanymi remontami z dnia na dzień. Z takimi propozycjami lekarza nie zgodziła się wójt gminy wypowiadając medykowi umowę dzierżawy pomieszczeń - to wedle słów lekarza. Nie pozostało nic innego, jak tylko zastosować się do decyzji władzy.
WYWIESZKA ORĘŻEM?
Informacja o wypowiedzeniu dotarła do Przychodni w środę. W piątek na drzwiach pojawiła się wywieszka, że w związku z wypowiedzeniem umowy przez panią wójt, przychodnia przestaje pracować. - Nie miałem innego wyjścia. Byłem tu na zasadach umowy dzierżawy. Z chwilą jej wypowiedzenia, musiałem lokal zdać. Pani wójt nie chciała ze mną w ogóle rozmawiać nawet namawiana przez przewodniczącego Rady. Ten prosił, byśmy się dogadali, ale do pani wójt do nie trafiało. W ogóle nie chciała ze mną rozmawiać. Bez argumentacji. Bo nie. To jest na taśmie, gdyż nasze negocjacje nagrywała jedna z rozgłośni radiowych. Dzisiaj wszystko pójdzie w eter. -
Wedle słów lekarza decyzję o wypowiedzeniu umowy jednoosobowo podjęła wójt. Nikt o postanowieniu nie wiedział. Nawet przewodniczący Rady. Oczywiście, też o niczym nie wiedziała Rada. Kiedy doszło wreszcie do spotkania lekarza z panią wójt, lekarz podtrzymał swoje warunki. - Nie będę płacił za pomieszczenia, których nie używam, do tego, jeżeli ja inwestuję przez lata w majątek gminy, to wysokość tych inwestycji ma być wzięta pod uwagę przy naliczaniu wysokości czynszu. Przecież ja powiększyłem i powiększam majątek gminy. -
Lekarz proponuje, by tak sprecyzowane warunki umowy przedstawione podczas spotkania, zostały przelane na papier. - Myślę – mówił lekarz – że pani wójt nie wycofa się z tych postanowień, gdyż sprawa została przedstawiona w obecności radnych, negocjacje spisywał sam przewodniczący Rady. Nie sądzę, aby były jakieś inne możliwości, oprócz podpisania umowy. -
POWIAT SZPITALOWI,
A PRZYCHODNIOM WIEJSKIM?
Lekarz podjął jeszcze bardzo istotne zagadnienie. Jeden z radnych powiatowych dokładnie mu zreferował formy pomocy, z jakimi szpitalowi powiatowemu spieszy starostwo. Te jakże istotne wsparcia są szeroko znane. To także i dzięki nim szpital jeszcze nie zakończył swego żywota. Ryszard Skowyra twierdzi, że służba zdrowia na wsiach ma jeszcze większe problemy od tej miejskiej. - Na wsiach mamy kilka przychodni. Każdą trzeba utrzymać osobno. My mamy także przychodnię w Świerczynie. Ją też trzeba ogrzać, oświetlić, sprzątać, remontować. Z tych powodów nam jest generalnie trudniej. W mieście kilkunastu lekarzy pracuje pod jednym dachem. U nas jest odwrotnie. Nie mogę zrozumieć, że próbuje się jeszcze na mnie zarabiać. -
BEZ URAZY, ALE SZANUJMY SIĘ
Spór wedle lekarza dotyczy nie pieniędzy, kwoty dokładnie tysiąca złotych. Lekarz powiedział; - Uważam, że to jest kwestia godności i honoru. Nie można pozwolić na to, by na nas próbowano zarabiać. Nie mam żadnej urazy do pani wójt. Moja postawa jest postawą zawodowca. Wydaje mi się, że dużo tu zrobiłem Nie wiem, czy pan był tu, jak ta Przychodnia powstawała. To była ruina. Z poprzednim wójtem układało się nam doskonale. Tylko, że tamten wójt dogłębnie znał realia. On od początku widział tę ruinę. On widział, co się tutaj robiło. Była z nim umowa, że za to wszystko, co tutaj zrobiłem, nie będę płacił czynszu. Ta Przychodnia, przecież dzisiaj widać, jak to wszystko tutaj wygląda. A było i tak, że stawiając stoły, to tak się miarkowało, by przykrywać nimi potężne dziury w podłogach. -
Dzisiaj w Przychodni nie ma już ani stomatologa, ani ginekologa. - Nie opłacało się im tu pracować – mówi lekarz. Państwowy grunt stał się dla nich nieopłacalny. Pootwierali prywatne gabinety.
NOWA PANI WÓJT
W „STARYM” WIERZCHOWIE
W gabinecie wójt Wierzchowa, Emilii Niemyt, Tygodnik usłyszał. - Pacjenci bez żadnych przeszkód mogą korzystać z usług Przychodni. To najważniejsze. W tej chwili nie ma jeszcze podpisanej umowy dzierżawy, nad którą pracujemy ze specjalistami. Jest wiele szczegółów do uważnego rozpatrzenia. Są także uwagi dotykające problemów poważniejszych. Na propozycję przewodniczącego rady, obniżenia proponowanego czynszu z 3,50 zł na 3 złote za jeden metr kwadratowy, zgodziliśmy się. I tak już zostanie. -
Na pytanie reportera, jak w ogóle można zawierać umowy dzierżawy bez złotówki, wójt powiedziała; - Poprzednie władze takie umowy sporządziły. Moi nowi urzędnicy dokładnie przeglądają umowy zawierane przed podjęciem przeze mnie urzędowania. Wszystko, co trzeba, weryfikujemy. Nie tylko ta dziedzina jest sprawdzana. W związku z tym, zgodnie z Ustawą o finansach publicznych, musi być sporządzona umowa, która opiewa na jakąś sumę. Myślę, że jest to suma symboliczna. Dlatego wypowiedzieliśmy dotychczasowe warunki. By zawrzeć nową, określoną stawkę za metr kwadratowy. To nie jest krzywdząca kwota. My nie chcemy ani na tym zarabiać, ani nie chcieliśmy kogokolwiek krzywdzić. Naszym zamiarem i obowiązkiem jest uregulować wszystko zgodnie prawem. Każdy ewentualny wydatek pana doktora na przychodnię, uprzednio z nami uzgodniony, jesteśmy gotowi w umówionej formie oddawać. W tej chwili, na tego rodzaju działania ze strony pana doktora, nie mamy żadnych dokumentów.
Pan doktor na tym majątku prowadzi też swoją działalność gospodarczą. Nie czyni tego nieodpłatnie, bo czasy judymowskie raczej już chyba się skończyły. Nasz radca prawny pracuje nad kolejną propozycją umowy do przedstawienia panu doktorowi. Poprzednią propozycję panu doktorowi przedstawiliśmy w październiku ubiegłego roku. Pan doktor, uwag, które ma obecnie, nie zgłosił. Uważam, że nie ma między nami żadnego konfliktu. To krzykacze zrobili wokół tej sprawy niepotrzebny szum. Niepotrzebnie zostali we wszystko wplątani pacjenci. Pan doktor nie miał prawa wieszać powiadomienia o zamknięciu Przychodni. To było coś w rodzaju wykroczenia. Informacja, po pierwsze, była nieprawdziwa. Propozycję nowej umowy doktor otrzyma do końca tygodnia. Dodam: moje każde działanie odbywało się za porozumieniem z NFZ. Kiedy z gazety dowiedziałam się, że pan doktor uważa, że mam na niego alergię, to się serdecznie uśmiałam. Rzadko zdarzają mi się tak spontaniczne zachowania. -
NOWA MIOTŁA
Doktor uważa, że pani wójt mocno w Wierzchowie prze do przodu na prawach nowej władzy. I chyba wie o tym nowa pani wójt. Marsz nowej wójt powoduje konflikty. Choćby niedawno z nauczycielami. - Ktoś tu musiał stanąć na tej drodze – to byłem i jestem ja. To słowa lekarza. Dodał – umowę uznałem za nieuczciwą, to była sprawa godności, a nie pieniędzy.
Reporter po rozmowie w Urzędzie próbował jeszcze namówić doktora do osobistego spotkania się z panią wójt, by propozycja umowy była jej ostatecznym kształtem. Lekarz miał poprzednio ze spotkaniami kłopoty, gdyż przez dwa miesiące poruszał się na wózku inwalidzkim, dzisiaj już tylko o kulach. - Chciałbym, aby tutaj do przychodni była uprzejma przyjść do mnie Komisja Zdrowia, a wtedy już dokładnie będzie wiadomo, o czym rozmawiamy i co podpiszemy – to propozycja doktora.
CO PISZCZY
W URZĘDOWYCH SZAFACH???
Nowa pani wójt w Wierzchowie robi porządki w tym, co zawierają szafy urzędów. Tajemnicą poliszynela jest, że w gminie jest co porządkować. To także opinia wysokich urzędników gminnych. Jedno z pierwszych takich pociągnięć pokazało nam lekarza, który z ruin, przy pomocy byłego wójta, dźwignął do istnienia Przychodnię Zdrowia. Tego rodzaju ludzie istnieją w sferach, nie zawsze i nie wszystkim dostępnych, a zmierzających tam krokiem codziennego urzędniczego marszu. Zdaje się, że to jest wyraźnie napisane na tej jakby recepcie lekarza z Wierzchowa (ten reportaż), który też czeka jakby na receptę, którą będzie dla niego zwykła umowa dzierżawy, a w której w ogóle nie idzie o pieniądze. Bywają i takie umowy. Oby tak się stało w Wierzchowie. Tadeusz Nosel