(DRAWSKO POM.) Orła z koroną z blachy po puszce zrobił sanitariuszce Powstania Warszawskiego Szkot w niemieckim obozie. Teraz wisi w mieszkaniu w Drawsku Pomorskim. Córkę pani Marii Kuźby zastaję w sklepie przy ul. Toruńskiej. Tłumaczy, gdzie mam iść, by trafić do mamy. Za chwilę podbiega jej synek i mówi, że mnie do niej zaprowadzi. Idę, nie wiedząc co zastanę. Wiem tylko, że gdzieś tu powinien być orzeł, który został zrobiony z blachy po puszce w niemieckim offlagu.
Przez ponad 50 lat przechowywała go sanitariuszka Powstania Warszawskiego Krystyna Łuczak mieszkająca w Węgorzynie, niedaleko Drawska Pom., ale już w powiecie łobeskim. Po jej śmierci blaszany Orzeł trafił na ścianę w mieszkaniu córki, pani Marii Kuźby. Tu poznała męża i sprowadziła się ponad 30 lat temu.
Wchodzę po schodach na przedostatnie piętro bloku przy ul. Mickiewicza. Wczoraj było 17 sierpnia. Jeżeli cofniemy się 62 lata wstecz, to właśnie trwa 17 dzień walki warszawskich powstańców. W kartce z kalendarza zapisano, że tego dnia słońce wzeszło o godz. 5.38. Jest ciepło, około 20 stopni i zapowiada się słoneczny dzień. Jednak na słońce nikt nie zwraca uwagi. Nieprzyjaciel prowadzi silny ostrzał Starego Miasta, burząc kamieniczki. Płoną m.in. katedra św. Jana, kościół Marii Panny na Nowym Mieście, Ratusz przy pl. Teatralnym. Lotnictwo niemieckie bombarduje Rynek Starego Miasta... Gdzieś tam pośród wybuchów, walących się ścian i gruzowisk, do jęczących ciał przebiega szesnastoletnia Krysia Łuczak. Ciąga je w bezpieczniejsze miejsca i opatruje, bo właśnie została sanitariuszką... Tak ją sobie wyobrażam, gdy idę na spotkanie z jej historią.
Pomorze jest jak tygiel. Nie ma jeszcze wyraźnie wykształconej kultury i tradycji, ale kryje w sobie szczątki wielu kultur i tradycji przyniesionych tu z różnych stron Polski. Tej w obecnym kształcie i tej utraconej na kresach. Kryje w sobie historie tragiczne i heroiczne. Ukryte są w ludziach, którzy tutaj osiedlili się po wojnie przyjeżdżając ze wszystkich stron świata. Jeżeli tylko bardziej wytężymy słuch, możemy jeszcze usłyszeć opowieści uczestników wielkich wydarzeń XX wieku, świadków życia i śmierci Marszałka Piłsudskiego, rozbioru II Rzeczpospolitej, wojny, wywózek syberyjskich, wołyńskich rzezi, wymarszu Andersa, Powstania Warszawsiego, jenieckiej gehenny, berlińskiego szturmu. Można usłyszeć, ale coraz ciszej, bo coraz więcej miejsc zapełnionych na cmentarzach, coraz więcej przerwanych historii... Tak jak ta, o Krystynie, zapewne młodej kiedyś i ładnej dziewczynie z Warszawy, później, już na zawsze Pomorzance.
Gdy wchodzę do mieszkania państwa Kuźbów, Orzeł od razu rzuca się w oczy. Wisi na ścianie na wprost drzwi. Pani Maria mówi, że mama niechętnie opowiadała o swoich przeżyciach. Takie były czasy. Przeżyła Powstanie i jak wielu trafiła do niemieckiego obozu gdzieś pod francuską granicą. To w tym obozie pewien Szkot miał wykonał dla niej Orła z koroną. Z blachy po puszce. Misterne dziargania - jakimś bardzo ostrym przedmiotem - imitują pióra. Wyzwolenie przyszło z zachodu. Szokujące odkrycie; wśród wyzwalających żołnierzy armii Andersa jest brat. Wraca do Polski, na Pomorze. W ponurych czasach stalinizmu nie pozwala odciąć Orłu korony. Po 1989 otrzymuje odznaczenia, w tym Krzyż Powstańczy. Gdy umiera dwa lata temu, akurat powstaje Muzeum Powstania. Klamra została spięta. Dzięki młodym ludziom, którzy je stworzyli. Pomorze wciąż czeka na swoje muzeum. Może kiedyś, może z takim obozowym Orłem, który będzie zaświadczał, że Krystyna Łuczak żyła, walczyła o Polskę, pracowała i tworzyła polskie Pomorze. KAR