(FELIETON) Jak się mówi – pierwsze koty za płoty, czyli pierwsze Łobziuki mamy za sobą. Już zarysował się jakiś kształt i charakter imprezy, ale na tyle zaskakujący chyba nas wszystkich, że już samo jej zdefiniowanie wymyka się dotychczasowym skojarzeniom – ani to festyn, ani jarmark, impreza rozrywkowa, potupajka czy coś podobnego. Może w którymś momencie pojawi się odpowiednie słowo...
Pierwsze pozytywne spostrzeżenie – odkryliśmy park miejski, jako miejsce spotkań, spacerów, integracji, zabawy. Do tej pory służył tylko do przechodzenia na drugą stronę ulicy lub do sklepu, nie licząc placu zabaw. Był właściwie martwym elementem miasta. Był bo był. Teraz może okazać się jego centrum towarzyskim. Jeżeli następna impreza odbędzie się w maju lub czerwcu, to oczami wyobraźni widzę rodziny z kocykami, odpoczywającymi na słońcu, z dziećmi bawiącymi się na licznych warsztatach i improwizowanych placach zabaw.
To drugie spostrzeżenie – ta impreza chyba najbardziej przypadła do gustu rodzicom z dziećmi, bo pojawiło się ich najwięcej. Nagle zobaczyliśmy, że jest wokół nas dużo dzieci, co jest przecież zjawiskiem nader pozytywnym. A dzieci chciały się bawić i poprzez zabawę poznawać świat, co było widać na licznych warsztatach, w których chętnie brały udział.
To była także możliwość pokazania wszystkim swoich umiejętności na scenie, bo przecież zbyt częstych okazji do tego nie ma. Zazwyczaj dzieci i młodzież z opiekunami pracują kilka miesięcy, by opanować taniec, śpiew lub sztukę teatralną, a później jeden – dwa występy i koniec, bo nie ma okazji do prezentacji, tym bardziej otwartych, dla wszystkich. Teraz taka okazja jest.
Ale to też okazja do spotkań i poznawania ludzi, co wymaga także zmiany stylistyki, bo przecież można na scenie przedstawić występujących imiennie, pogawędzić z nimi, popytać o różne sprawy, tak byśmy się wzajemnie poznawali i doceniali.
Już udało się wciągnąć malarzy artystów do wspólnej wystawy, jakiej tu jeszcze nie było, choć odbyła się w warunkach prawie polowych. Dla wielu była zaskoczeniem. Pierwsze koty za płoty. Może następnym razem uda się zrobić salon malarski, na wzór literackiego, dla którego znakomitą scenografię przygotował Czesiu Szawiel, a której nie powstydziłyby się wielkie miasta. Aż prosi się o tzw. poprawiny, czyli niedzielne spotkanie w salonie przy kawie, by już na spokojnie degustować zebrane przez Czesława jakże liczne „dzieła” piśmienne naszych mieszkańców. Do tego w holu domu kultury była wystawa o Sybirakach, a może i jest nadal – godna uwagi, bo o naszych mieszkańcach.
Działo się wiele i w różnych miejscach. To tylko garść refleksji, jeszcze wciąż na gorąco. Z oglądu okazji i możliwości widać, że to dopiero na pół gwizdka, ale... pierwsze koty za płoty.
Kazimierz Rynkiewicz
Dla mnie ten park zawsze był tylko droga na rynek lub stary stadion. Według mnie jest miejscem za ciemnym by czuć się tam komfortowo. Trzeba przyznac ze przez lata poprawił się (chodniki, ławeczki, niskie nasadzenia, przeswietlenie drzew) ale nadal nie przyciaga. Nie wiem czy obecnie trzeba jeszcze uciekac przed gównianymi atakami wron :). Co inni o nim sądzą?