(REKOWO, GM. RADOWO MAŁE) Co zadusiło kaczki w Rekowie? Mieszkańcy twierdzą, że norka i na dowód pokazują zwierzę, które zabili w kurniku. Przedstawiciel fermy utrzymuje, że norka padła dwa miesiące temu, poddając w wątpliwość, czy to rzeczywiście norka amerykańska czy może... czarna magia.
- Kilka dni temu z fermy w Czachowie uciekły norki. Znalazły się u nas, w Rekowie. Zagryzły mi 10 kaczek i zaatakowały kurę, znalazłam ją całą zakrwawioną. Kierownik w Czachowie całkowicie zignorował ten fakt, chociaż zawiozłam na fermę zagryzione kaczki - powiedziała mieszkanka Rekowa, która zgłosiła się do nas po wizycie na fermie w Rekowie. - Poszłam nakarmić kaczki, które były zamknięte w klatce. Gdy otworzyłam klatkę, okazało się, że 10 kaczek było zaduszonych, a pomiędzy nimi siedziała norka i patrzyła na mnie. W ogóle nie bała się mnie, co świadczy o tym, że jest przyzwyczajona do widoku ludzi. Byłam tak zaskoczona, że norka w końcu mi uciekła. Postanowiliśmy jednak ją złapać i przy zaangażowany całej rodziny zabiliśmy ją. Wszystko działo się w ogrodzonym terenie. Kaczki były już prawie dorosłe, po wyduszeniu są tylko padliną. Klatki miały drewniane szczebelki, norka nie mogła się do niej dostać, to ponadgryzała je z jednej i drugiej strony tak, że wcisnęła się do środka. Nie mogła jednak wyjść.
Na drugi dzień zauważyłam, że jedna z kur ma zakrwawione pióra, krew ciekła strumieniem po szyi. Norka tak atakuje. Coś musiało ją spłoszyć, może została zaatakowana przez koguta. Świadczy to jednak o tym, że jest u nas więcej norek. Norka musiała wrócić, bo jedna z kaczek była wygryziona od strony szyi. Zapakowałam kaczki do samochodu i pojechałam z nimi do fermy norek. Brama była zamknięta, więc weszłam na teren budowy, przecież przed bramą nikt mnie nie widział. Kierownik zaczął na nas krzyczeć i wymachiwać ręką przed twarzą, wyprowadzając przed bramę, nawet nie chciał zajrzeć do samochodu, twierdząc, że nic z jego fermy nie uciekło – dodała mieszkanka Rekowa.
W poniedziałek pojechaliśmy do fermy norek, aby porozmawiać na temat zdarzenia, jakie opisaliśmy powyżej. Nie zostaliśmy wpuszczeni na teren fermy. Rozmowa z przedstawicielem fermy była tak zaskakująca, że postanowiliśmy przytoczyć jej fragmenty.
- Otrzymaliśmy informację, że uciekły wam norki.
- To fajną informację macie. To tyle?
- Nie, mamy też zdjęcia.
- Nie uciekają żadne norki, widzi pani, żeby biegały tu jakieś norki?
Pokazaliśmy zdjęcie martwej norki.
- Całkiem nieżywa, to tutaj było? Przy budowie? To tutaj może gdzieś padła, no.
- Na wsi. Wydusiła trochę drobiu.
- To ja nic o tym nie wiem.
- Wie pan, bo ta pani, która była u nas, była też u pana. Widocznie nie jest odpowiednio zabezpieczone.
- Była u mnie? No i co?
- Zaczął ją pan traktować tak niepoważnie, jak i mnie.
- Jak niepoważnie? Nie da się przy budowie zabezpieczyć. Teraz nie ucieknie nic, nie ma szans, żeby coś uciekło, bo to wszystko siedzi w klatkach. Po prostu przy transporcie, jak był transport norek, to mogło coś po drodze uciec, ale nie uciec z fermy, ale z auta – jedynie, a tak nie ma szans.
- Jeśli dochodzi do takiej sytuacji, że ludziom norki wyduszają drób, kto jest za to odpowiedzialny?
- To ja oczywiście zapłacę za to, jak będę to widział, oczywiście zapłacę za każda kurę. Na początku, tak jest przy każdej fermie, stoją autami i wszyscy przyjeżdżają, bo chcą pieniądze, bo kura gdzieś zginęła, bez kury, są nawet takie myki, że potrafią przynieść zdechłego z innej fermy, że znaleźli to, żeby im pieniądze dać.
- Co Kowalski powinien zrobić? Zdjęcia?
- Nie, wystarczy, że przyjedzie z kurą, jak uznam, że to jest od mojej norki...
- A skąd pan będzie wiedział, że to od pana norki?
- No właśnie, nie wiem. Ale jeśli przyjedzie normalny człowiek i będzie normalnie ze mną rozmawiał, to ja zapłacę za te norki. One teraz nie będą uciekać, za miesiąc dwa nikt tutaj nie przyjdzie, nikt nie przychodzi tylko jedna pani była. Tutaj pracują ludzie, którzy tu mieszkają i też się pytam. Ani jedna kura nie zginęła, ani nic. Na początku, jak był przejazd, jakieś dwa miesiące temu, to mogły z auta uciec. A teraz nie ma szans, aby coś uciekło, widać, jak jest zabezpieczone. Dzięki takiej fermie wszyscy wkoło mają pracę, to paliwo, karmiarki trzeba robić, wszelkie prace, budowlańcy, tak naprawdę to wszyscy są szczęśliwi, że mają pracę i mają pieniądze, bo z tego wszyscy mają pieniądze.
- Co trzeba zrobić, aby otrzymać odszkodowanie?
- To się należy, ale nie ma szans, aby norka wydusiła 10-15 kur. To jest takie..., ludzie sobie tylko tak wyobrażają. Gdyby norka uciekła, to ona zaraz padnie. Ma pani zdjęcie, jak ona padła, bo ona nie przeżyje.
- Ona sama nie padła.
- Nie jest nauczona sama żyć. Gdyby mi przynieśli tę norkę, to ja dałbym za nią pieniądze, żeby ona nie leżała, bo muszę ją dać do utylizacji, żeby choroby się nie roznosiły. Tylko jedna pani przyjechała, żeby mi chociaż pokazała, że ma jakąś kurę, czy coś.
- Z kim rozmawiałam?
- Ze mną, ja to mówię prywatnie, mówię jak jest, jakie są realia. Przy każdej fermie wkoło wszędzie tak jest, wszędzie ustawiają się ludzie, tu nie są tylko norki, są kuny. Ta norka jest padnięta, ona nie skacze na coś tam. Ja też mogę zdechłą norkę wyciągnąć z zakładu, położyć tu i powiedzieć, że ona biegała. Każdy, kto by przyszedł i normalnie ze mną rozmawiał, to ja jestem w stanie pojechać na to miejsce, zobaczę, jak to wygląda, założę klatkę i zapłacę i tyle.
- Jeśli norka dwa miesiące temu przy transporcie uciekła, a pogryzienie było kilka dni temu, to ona jednak przeżyła na wolności.
- To nie jest możliwe. Czy pani to rozumie?
- Ale ja zdjęcie robiłam dzisiaj.
- Ale ona jest padnięta.
- Przez dwa miesiące to już futra by z niej nie było, przy takich upałach.
- Przynieś mi pani kurę, to ja za nią zapłacę, jeśli będę widział, że to jest ugryzienie od norki. Może ugryźć, ale to bardzo rzadko się zdarza. To jest wyłudzanie pieniędzy, pójdzie, powie, przyjedzie następna, a za chwilę następny i następny, ja nic innego bym nie robił, tylko wszystkim tutaj płacił, kto przejeżdża, bo ja mam fermę norek. To nie jest prawda, co mówią. Do Czachowa ile jest? Kilometr? Nie było jeszcze człowieka.
- Mogę napisać, że mając dowody, ferma płaci odszkodowanie?
- Oczywiście, tak jest wszędzie. Jak ktoś przyjedzie i powie, że coś widział, że może jemu zagryzło i coś leży, to się jedzie i sprawdza i jeżeli faktycznie jest zagryzione, to zakłada się łapkę i się ją łapie. Jak się ją złapie i będzie to norka, to płaci się pieniądze za kury, czy za coś tam. To jest nie moja wina, że norka kiedyś tam uciekła, jak nie jest kogoś winą, że kury chodzą. Tak jest wszędzie i tak jest zawsze. Gdyby ta pani pokazał mi te kaczki. Ile? 10? Akurat tam dziesięć kaczek padło. Tak właśnie jest, wymyślają sobie różne rzeczy. Ja się nie kłóciłem, one wpadły i krzyczały na mnie. Za dwa miesiące w ogóle ucichnie coś takiego.
- Ile tu będzie matek?
- To będzie tylko latem, to jest po to, aby było więcej miejsca. Z innych ferm przywiozą, by siedziały po jednej w klatce, aby miały lepiej. Później będzie zamykane i znowu będą siedzieć 3-4 miesiące tu. Taka letnia ferma. A co jej wygryzło te kaczki?
- To, co tutaj leży – na zdjęciu.
- To nie jest norka.
- A co to jest?
- Czemu piór nie ma w pysku, tylko na boku? Z nieżywą norką można zrobić wszystko. Jeżeli w ogóle to jest norka.
- A co to może być?
- Nie wiem, może czarna magia.
Fermy norek powstają w Polsce jak grzyby po deszczu, panuje tu bowiem sprzyjający klimat dla rozwoju tego typu inwestycji. Jednym z najważniejszych argumentów jest praca. Przy dużym bezrobociu inne kwestie odchodzą na bok. Inwestorzy szczególnie upodobali sobie tereny zachodnie: zachodniopomorskie, lubuskie i wielkopolskie. Polska również daje inwestorom dobre warunki prosperowania, w takich krajach jak np. Wielka Brytania, Szwajcaria czy Austria nie wolno prowadzić takich ferm, w innych hodowla zwierząt futerkowych jest bardzo ograniczona i nie za bardzo się opłaca.
A jednak w naszym kraju norek żyje sporo. Będąc na wolności, wybierają pobliże zarośniętych szuwarami brzegi rzek, strumieni albo stawów. Pomiędzy fermą norek w Czachowie a Rekowem jest zbiornik wodny, z dala od ludzi, gdzie nikt nie przeszkadza. Norka nie jest miłym zwierzątkiem-maskotką. To drapieżca, który, gdy już dostanie się do kurnika zabija szybko i sprawnie więcej ptaków, niż potrzebuje na pożywienie. Nieobce są ataki na dużo większe zwierzęta od niej. Potrafi zaatakować nawet łabędzie. Niektóre środowiska naukowe, po których włodarze i przedstawiciele ferm powtarzają słowa, twierdzą, że norka nie tylko nie jest w stanie przeżyć na wolności, ale nawet przeżuć upolowanego mięsa. A tymczasem w latach 50. ubiegłego wieku wypuszczono w Związku Radzieckim tysiące zwierząt, które doskonale zaadaptowały się i żyją w stanie dzikim. Nie trzeba jednak daleko szukać. Bardzo dobrze norka amerykańska ma się również w ujściu Warty, gdzie jest jej największe zagęszczenie w Europie. To są norki, które kiedyś uciekły z ferm. W Rekowie również była norka z fermy, a nie kuna czy wydra, jakby chcieli niektórzy, nie była to też żadna czarna magia. MM