(REGION). Problem mieszkaniowy na terenie powiatu łobeskiego jest znaczny. Od lat nie buduje się tu żadnych mieszkań. Wyjątkiem jest Łobez, gdzie zarówno miasto, jak i Spółdzielnia Mieszkaniowa stawiają nowe obiekty. Pozostałe gminy nie korzystają jednak z możliwości dofinansowywania przez rząd nowych lokali komunalnych i socjalnych.
To z kolei prowadzi nie tylko do wielu konfliktów wśród mieszkańców, na tle mieszkaniowym, ale i ucieczki młodych ludzi z miejscowości, w których nie mają szans na mieszkanie. Na budowę domów wszak nie każdego stać.
Ale w Łobzie do niedawna też nie było zbyt wesoło. Wystarczy spojrzeć na dane statystyczne, z których wynika, że w 2008 roku w całym powiecie nie oddano ani jednego nowego lokalu komunalnego lub spółdzielczego. Wszystkie, jakie powstały, zostały wybudowane przez osoby prywatne. Tych też nie było zbyt wiele, bo tylko 25. Dla porównania w sąsiednim powiecie gryfickim powstało wówczas 136 mieszkań, spośród których prywatnych było 109.
Jednak to gmina Węgorzyno jest bodajże jedyną gminą w powiecie, w której temat mieszkań jest zapalnikiem w konfliktach nie tylko pomiędzy ludźmi oczekującymi na mieszkania, ale na linii mieszkaniec – magistrat. Skąd się to bierze? Przecież nie tylko w tej gminie ludzie latami oczekują na przydział mieszkania komunalnego, nie tylko w tej gminie jest stagnacja na rynku budownictwa mieszkaniowego, dlaczego więc z taką uwagą śledzone jest tu to, kto otrzymał, które mieszkanie z dokładnymi informacjami o tych szczęśliwcach, którzy własne cztery kąty dostali? Dlaczego kolejne przydziały rodzą konflikty i niezadowolenie?
Być może odpowiedzi należy szukać na kilku polach, w tym w rozmowie z Izabelą Oleszkiewicz, która jest jedną z osób oczekujących na przydział lokalu. Jej wypowiedzi bowiem w wielu miejscach pokrywają się z tymi, które usłyszeliśmy już od innych osób. Rozdrażnienie spowodowane brakiem mieszkań komunalnych, brakiem stancji, w każdym razie takich, na które byłoby stać przeciętnego Kowalskiego, zdaje się tu być dodatkowo wzmagane przez osoby odpowiedzialne za przydział mieszkań.
Mieszkania ciągle w planach
Podczas sesji niejednokrotnie podejmowano temat konieczności powiększenia zasobu mieszkaniowego gminy o nowe lokale. Pomysłów było wiele. Rada proponowała np. adaptować obiekty w Runowie po MEL-u, burmistrz – kupno mieszkań w bloku, który „buduje się” i wybudować nie może. Cena mieszkań w tymże obiekcie nie przypadła jednak radnym do gustu, uznali bowiem, że przy wykorzystaniu programu rządowego, gmina jest w stanie za mniejsze pieniądze stworzyć lokale dla mieszkańców. Dotychczas gmina Węgorzyno nie skorzystała z takiego programu. Nowych lokali jak nie było, tak nie ma, w przeciwieństwie do nowych konfliktów.
Gmina Węgorzyno mogłaby rozpocząć budowę nowego obiektu, bez konieczności adaptacji starych, choćby w osiedlu XXX-lecia PRL, gdzie jest gotowa działka uzbrojona w miejscu, w którym miał powstać blok, a który nigdy nie został wybudowany. Działka ta znajduje się przy uliczce biegnącej od ul. Runowskiej, za pocztą, naprzeciw boiska. Gmina mogłaby też, zamiast remontować „barak”, na czas jakiś wykwaterować ludzi i postawić tam blok mieszkalny, który zdecydowanie lepiej pasowałby do architektury otoczenia, niż znajdujący się tam obiekt. Zamiast wydawać na remont budynku tymczasowego, miałaby nie tylko wkład własny w postaci uzbrojonej działki, ale i parę groszy. Co do groszy, to jest to zawsze przyczynek do tego, aby twierdzić, że gmina jest biedna i nie ma nawet na wkład własny.
Ale obserwując działania gminy odnosi się wrażenie, że pieniądze na wkład własny znalazłyby się szybciej, niż to może się komukolwiek wydawać. Bo przecież nie tak dawno został ogłoszony przetarg na budowę oczyszczalni. Fachmani od projektów stwierdzili, że oczyszczalnia kosztować będzie 2,3 miliona, wybrano tę za 3 miliony zł. Radnych postawiono pod ścianą i kazano szybko znaleźć 700 tys. zł na dopłacenie do zadania, bo umowę z firmą już podpisano, nie mając przy tym zabezpieczonych środków. W takich wypadkach inne gminy ogłaszają drugi przetarg, aż znajdą firmę, która wykona zadanie za pieniądze zabezpieczone w budżecie.
Drugą inwestycją, gdzie „uciekły” pieniądze, jest przebudowa drogi w Gardnie. Niejednokrotnie przewodnicząca Rady Miejskiej dopytywała jak to jest, że tylko tutaj gmina musi płacić firmom więcej, niż to było wyliczone w kosztorysie inwestorskim, gdy w innych gminach firmy zobowiązują się w przetargach, że wykonają zadanie za niższe pieniądze, niż zaplanowano w budżecie gminnym. Gdyby tak zebrać ziarnko do ziarnka, okazałoby się, że można poszukać środków, skorzystać z dotacji na budowę mieszkań, bądź przebudowę obiektów na lokalne mieszkalne i przynajmniej częściowo rozładować napiętą sytuację na rynku mieszkaniowym. Można podpytać w Łobzie jak to się robi. Łobez bowiem oddał już jeden budynek mieszkalny dla rodzin, których nie stać na kupno własnego, obecnie trwają prace wykończeniowe w kolejnym budynku. Aby powiększyć zasób lokali mieszkalnych, gmina skorzystała z dofinansowania Banku Gospodarstwa Krajowego. Dodatkowo skorzystała ze środków Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej, dzięki czemu na lokale mieszkalne zaadaptowała kolejne trzy pomieszczenia. Przy tym wszystkim wciąż prowadzi kapitalne remonty lokali mieszkalnych. W sumie gmina Łobez pozyskała ponad 40 lokali mieszkalnych (choć blok przy ul. Budowlanej jest jeszcze w trakcie prac). W planach są dalsze prace w tym zakresie. Równocześnie na ukończeniu jest blok mieszkalny budowany przez Spółdzielnię Mieszkaniową „Jutrzenka”. Dzięki temu liczba osób oczekujących na mieszkania w gminie Węgorzyno i w gminie Łobez jest porównywalna.
Drugim istotnym powodem ciągłych nieporozumień jest - zdaniem niektórych mieszkańców - nieczytelna polityka władz i obietnice bez pokrycia. O tym jednak opowie Izabela Oleszkiewicz, która na łamach naszej gazety gościła już w marcu br.
Wody nie ma, dzieci śpią
na podłodze
Izabela Oleszkiewicz po raz drugi zwróciła się do naszej redakcji z prośbą o pomoc. Nie ukrywała zbulwersowania. Co ją tak uderzyło?
- Pamiętam doskonale, co obiecywała mi pani burmistrz, gdy byłam u niej w gabinecie. I co z tych obiecanek? Nic. Powiedziała, że otrzymam mieszanie do remontu. Zgodziłam się, czekałam na nie. Okazało się, że dostał je ktoś inny. Była sugestia, że mam otrzymać mieszkanie po dziewczynie, która ma dwoje malutkich dzieci, jeśli ta otrzyma dwupokojowy lokal w barakach. Jak mówiła pani burmistrz – dziewczyna ta nie mieści się z rocznymi dziećmi w jednym pokoju. Ja też mam dwoje dzieci – syn ma niemal 14 lat a córka - 8. Przecież nie położę ich razem w jednym łóżku! To ja mam się zmieścić, a ona nie? Nie mogłam się zgodzić, bo gdybym przyjęła tamten pokój, to zgodnie ze słowami burmistrz, nie miałabym szans na większe mieszkanie. Burmistrz spytała mnie, dlaczego zbulwersowałam się – bo dla mnie to jest chore. Jak ja mam syna w wieku niemal 14 lat położyć do jednego łóżka z córką, która ma 8 lat? Jak duży jest tamten lokal? Na tyle by zmieściło się łóżko i szafa.
Kazano mi przyjść na komisję mieszkaniową. Na komisji było kilka osób. Chyba trzy osoby wyczytali po nazwisku – te osoby weszły, a potem już po kolei, już nas nie wyczytywali. Ta garstka najgorszych co została, to każdy z nas wchodził, jak tam chciał. Ja weszłam i pan Paszkowski powiedział: „Nie ma mieszkań”. To po co mnie wzywali? - powiedziała pani Iza.
W marcu gościliśmy u pani Izy w wynajmowanym przez nią mieszkaniu w Węgorzynie. Wówczas wskazywała, że nie jest w stanie opłacić stancji i rachunków. Tym razem spotkaliśmy się z Izabelą Oleszkiewicz w mieszkaniu jej wujka w Sulicach. Jej dzieci są jedynymi, które uczęszczają z tej miejscowości do szkoły. Mają do pokonania około 1,5 km drogi do najbliższego przystanku. O ile pokonanie tej trasy przez dzieci nie stanowi większego problemu podczas sprzyjających warunków pogodowych, o tyle w czasie słoty, bądź w okresie zimowym staje się to problematyczne. Sama droga też pozostawia wiele do życzenia.
W mieszkaniu wujka pani Izy trudno mówić o jakimkolwiek komforcie. Dwupokojowy lokal, w tym jeden mały pokój przechodni, zajmuje obecnie siedem osób, w tym osoba niewidoma. W niewielkim przechodnim pokoiku, łączącym kuchnię z drugim pokojem, znajduje się jedynie segment, łóżko i materac na podłodze – tam swój kąt znalazła pani Iza z dziećmi.
– Po tym, gdy mieszkania mi nie przydzielono, napisałam odwołanie. 21 lipca otrzymałam odpowiedź, że nie napisałam odwołania od decyzji, a przecież wszystkie dokumenty zaniosłam w terminie. Pismo przyszło 21 lipca (a wystawione 12 lipca) po kilku miesiącach z informacją, że w związku z tym, że nie dostarczyłam dokumentów, jestem skreślona z listy. Przysłali teraz, gdy zaczęłam szumieć. Miałam przynieść dokumenty i to zrobiłam. Jest to dla mnie dziwne. Prosiłam o wizję lokalną, aby przyszli i zobaczyli, w jakich warunkach mieszkam. Nikt się nie pokazał.
Nie wymagam wiele, na barakach są ładne kawalerki. Można tam przegrodzić pokój nawet segmentem, ja mogę być po jednej stronie z córką. To już jest inne rozwiązanie. Nawet gdy jest kuchnia i pokój, to można nawet w kuchni wstawić kanapę.
Jak było mówione wcześniej? Gdy będą wolne mieszkania na barakach, to dostanę. Moment i wszystko ludziom porozdawali. Na komisji mówiłam, że nie ma u mnie wody, dzieci śpią na podłodze. To jest wujka mieszkanie. Wujek pozwolił mi tu być na jakiś czas, szukam stancji, ale nie ma. Gdzie ja mam iść? To jest własność prywatna. Wujek powiedział, że wymelduje mnie stąd. Ale pani burmistrz powiedziała, że ona nie pozwoli na to. Pani burmistrz wciąż twierdzi, że ja u mamy mieszkam. Jak u mamy, skoro to nie jest mamy mieszkanie? Każe nam po sądach chodzić i z wujkiem się sądzić, bo mi się tu coś należy. Jakim prawem? Jak mogę się z wujkiem sądzić, skoro to jego? Tutaj mieszka niewidoma babcia, mama, bracia i ja z dziećmi. Śpimy w małym pokoju – jedno śpi na kanapie – zmieniamy się, a dwoje na materacu. Mam inne wyjście? Gdzie? - powiedziała pani Iza.
Zdaniem Izabeli Oleszkiewicz niektóre osoby, z oczekujących na mieszkanie, mogą jeszcze mieszkać u rodziców, bo mają ku temu warunki.
Zastana sytuacja nie podoba się również seniorce rodu. Jako osoba niewidoma odczuwa największy dyskomfort.
- Mam już 78 lat. Potrzebuję trochę spokoju. Człowiek starszy nie widzi, tylko się denerwuje, a dzieci biegają – powiedziała z płaczem seniorka rodziny.
Wprawdzie na podwórzu znajduje się studnia, jednak woda nie nadaje się do picia. Gołym okiem widać, że zabarwiona jest na żółto, a na wierzchu zbiera się jakiś osad. Jak twierdzi Izabela Oleszkiewicz w wodzie tej były niegdyś bakterie coli. Póki co, nikt nie odważa się jej pić. Używana jest jedynie do prania, co powoduje, że białe ubrania nabierają odcienia żółtego. Woda do picia kupowana jest w sklepie. Pod ścianą na podwórzu stoją plastikowe pojemniki z wodą. Izabela Oleszkiewicz wskazuje, że te przywiozła im gmina.
– Ale co z tego, skoro po kilku dniach czuć już plastik? I tak musimy kupować – powiedziała.
Pani Izabeli zapewne jeszcze długo przyjdzie oczekiwać na lokal, podobnie jak wielu innym węgorzynianom, którzy, póki co, w swojej gminie nie mogą liczyć na mieszkania komunalne. Chyba, że w końcu zamiast dyskusji na płaszczyźnie rada miejska - burmistrz rozpoczną się w końcu konkretne działania. W tym roku gmina Węgorzyno podłączyła się do wniosku Powiatowego Urzędu Pracy o pozyskanie środków z Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej. Te jednak pozwolą na wyremontowanie, bądź zaadaptowanie jedynie kilku lokali, a tutaj potrzeba ich kilkadziesiąt. Węgorzynianom pozostaje więc albo oczekiwać latami na przydział lokali, albo pakować się i szukać sobie miejsca do życia poza tą gminą. MM