(POWIAT. ) Już rozpoczyna się sezon truskawkowy. Plantatorzy z terenu powiatu łobeskiego zamierzali w tym roku ściągnąć do zbioru Tajów. Pod koniec maja Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej Departament Migracji odmówiło jednak zgody na przyjazd pracowników. Jednym z argumentów była wysoka stopa bezrobocia w powiecie łobeskim, wynosząca prawie 27 proc.
Dlaczego Tajowie?
Pani Dec, widząc w Szwecji Tajów pracujących przy zbiorach borówki, postanowiła postarać się, aby ściągnąć ich do Polski - do zbiorów truskawek. Część łobeskich plantatorów uznała to za bardzo dobry pomysł i rozpoczęła działania w tym kierunku.
- Nigdy nie chciałem zabierać pracowników innym plantatorom. Pan Brzozowski zbiera ludzi z okolicy i dowozi autobusami. Nie mogę mu wejść w teren i ludzi zabrać. To nie fair. Często też jest tak, że ktoś przyjdzie, dwie kobiałki nazbiera, ma już na wino i jakąś bułkę i... idzie. Ci Tajowie w Szwecji zbierają borówkę. Postanowiliśmy ich tutaj sprowadzić z wielu powodów. Ze względu na wydajność, chcą zbierać i pracują po 12 godzin dziennie, a nie sześć. Płacilibyśmy im tyle samo, co Polakom. Ci Tajowie są, a Polaków niestety nie ma – mówi pan Dec.
Plantatorzy nawiązali kontakty z firmą zatrudniającą Tajów - „Sin Sun Sine Co. Ltd”. Wszystko było na dobrej drodze. Wojewódzki Urząd pracy nie widział przeciwwskazań. Tuż przed rozpoczęciem zbiorów plantatorzy otrzymali informację z Warszawy, że zatrudnienie nie będzie możliwe, a wiadomość z Województwa powinni byli traktować tylko jako informację, a nie wyrażenie zgody.
W całej procedurze zaskakujące wydaje się włączenie w sprawę polskiego konsulatu w Bangkoku, który to postanowił wysłać pismo do Warszawy z zapytaniem, czy takie zatrudnienie będzie możliwe. Odpowiedź ze stolicy konsulat otrzymał 28 kwietnia, natomiast sami zainteresowani ostateczną decyzję – 28 maja, czyli kilka dni przed zbiorami.
Zanim plantatorzy otrzymali odmowną decyzję, już zdążyli ponieść spore nakłady finansowe. Przykładowo państwo Decowie, plantatorzy ze Smorawiny, zaadaptowali na cele mieszkalne byłą oborę, by tam zakwaterować pracowników. Stworzyli w niej hotel robotniczy. W tym celu wzięli kredyt w wysokości 250 tys. zł.
A gdzie bezrobotni Polacy?
W tej sprawie nasuwa się pytanie dlaczego mimo tak wysokiej stopy bezrobocia, nasi plantatorzy poszukują ludzi zagranicą?
Okazuje się, że z roku na rok liczba chętnych do pracy na plantacjach zmniejsza się. Już w roku ubiegłym plantatorzy ponieśli spore straty, właśnie dlatego, że brakowało pracowników. Truskawka, owoc niezwykle delikatny, nie może być pozostawiona na krzaku zbyt długo. W ubiegłym roku dodatkowo podczas zbiorów często padały deszcze, co spowodowało silny atak pleśni. Obawiając się, że w tym roku również liczba osób chętnych do zbiorów nie będzie wystarczająca, zaczęto poszukiwać rozwiązań alternatywnych. Jak się okazało – niemożliwych do realizacji.
W związku z tym o pomoc zwrócili się do burmistrza Łobza. Jak twierdzi szef gminy jest jeszcze niewielka nadzieja, choć do zbiorów pozostało kilka dni. Sprawę bowiem zgodził się poruszyć poseł PO Arkadiusz Litwiński, który chce nakreślić ten problem w Ministerstwie. W Warszawie trudno bowiem uwierzyć, że przy niemal 27 procentowym bezrobociu, nie ma chętnych do pracy.
- Też byłem bardzo zdziwiony, że Ministerstwo odmówiło pomocy. Stwierdziło jednak, że tutaj nie ma sensu ściągania ludzi zza granicy. Decyzja wojewody była pozytywna, plantatorzy czekali tylko na decyzję z Warszawy, mieli sygnał, że będzie to pozytywnie rozpatrzone. W ubiegłym tygodniu otrzymali jednak decyzję negatywną. Chcieliśmy znaleźć dojście do Ministerstwa przez senatora Jana Olecha, który zadeklarował, że postara się pomóc w tej kwestii. W piątek zadzwonił do mnie poseł Litwiński, który próbuje sprawę nagłośnić w Ministerstwie. Równocześnie pytał czy plantatorzy kontaktowali się z Powiatowym Urzędem Pracy i z Wojewódzkim Urzędem Pracy. Nie kontaktowali się. Plantatorzy potrzebują około 200-300 osób. Do tej pory robili ogłoszenia. Uważają jednak, że nie znajdą na tym terenie wystarczającej liczby osób. Już w ubiegłym roku mieli problemy, przez co zebrali, jak twierdzą, tylko około 50 proc. plonu. Postawili na Tajów, a to okazało się niewypałem, zafundowanym przez Ministerstwo. Ze swojej strony staramy się pomóc jak tylko możemy. Już rozpoczęliśmy działania. – powiedział burmistrz Łobza Ryszard Sola.
Nawet 150 zł dziennie
Poszukiwania chętnych do pracy na plantacjach rozpoczęły Ośrodki Pomocy Społecznej nagłaśniając temat, wśród swoich podopiecznych. W akcję włączył się również PUP i CIS w Łobzie.
- Osoby skierowane z CIS-u rozpoczną pracę na zasadzie reintegracji zawodowej. W tej chwili pracują w gminie nieodpłatnie. Jaki problem wysłać ich do pracodawcy, niech zobaczą co to jest ciężka praca i niech sobie zarobią. Państwo Decowie byli u mnie dopiero w piątek. Może uda się pozyskać od 40 do 60 osób. Staramy się pomóc. Ludzie są w stanie zarobić około 130-150 zł dziennie. Dlaczego mi na tym zależy? Jak będą truskawki, to ludzie zarobią też w przetwórniach, a pieniądze wrócą do powiatu – powiedział Jarosław Namaczyński dyrektor PUP.
Dlaczego tak późno?
Gorączkowe działania urzędników, by pomóc plantatorom, każą się zastanowić dlaczego tak późno zwrócono się o pomoc. Odpowiedź okazuje się prosta.
- Nie mieliśmy już czasu na żaden ruch. W lutym była wydana pierwsza opinia przez Wojewódzki Urząd Pracy, 13 maja druga. 28 maja powiedzieli, że definitywnie nie dają pozwolenia i nie ma odwrotu. Wcześniej z Ministerstwa dostaliśmy pismo, że firma tajska nie ma akredytacji na werbowanie do pracy w Polsce. Ale po co im taka akredytacja? Przecież oni Polaków nie werbują, tylko swoich przywożą. Później zarzucili nam, że nie zwróciliśmy się w pierwszej kolejności do tutejszego Urzędu Pracy, tworząc biurokratyczne schody – mówi pani Dec.
- Chciałem Tajom przygotować takie warunki, żeby chcieli tu wrócić. Budynek jest z kotłownią, z centralnym, ze wszystkim, z nowymi łazienkami – dodaje pan Dec.
Okazało się paradoksalnie, że właśnie tak późna prośba plantatorów znacznie wpłynęła na decyzję Ministerstwa.
- Gdybyśmy wiedzieli wcześniej, to na podstawie takiej akcji zrobilibyśmy raport i przekazali go do Ministerstwa. Jest bezrobocie, a nie ma ludzi chętnych do pracy. Przeprowadziliśmy wiele rozmów, szukamy ludzi. Dziś nasza odpowiedź byłaby zupełnie inna. Może też inaczej zareagowałoby Ministerstwo. Obecnie największą pomoc państwo mogą uzyskać z gmin. Fantastycznie zachował się wójt Radowa Małego. Poprosiliśmy go o pomoc, a on natychmiast rozpoczął działania. Szybko uruchomił służby z GOPS-u. – mówi dyrektor Powiatowego Urzędu Pracy Jarosław Namaczyński.
Paranoje prawne
Problem z pracownikami dyrektor PUP-u upatruje w złym prawie. Z jednej strony Ministerstwo zarzuciło plantatorom, że nie zwróciło się do Urzędu Pracy o pomoc, z drugiej strony zaś przepisy prawne zabraniają zarabiać osobom bezrobotnym. Grozi to utratą statusu bezrobotnego. Wiele osób nie chce ryzykować.
Inna rzecz, że przy takiej dotacji z państwa, nie opłaca im się pracować.
- Zamiast dać temu, kto zarabia, to my go karzemy. Niektórzy bezrobotni nie chcą pracować w normalnych firmach za 1200 zł, bo im się nie opłaca. I to należy zmieniać. Na tym przykładzie, takim drastycznym, widać, że trzeba zmienić chore przepisy. Spróbujemy dostać się do Ministerstwa i przedstawić raport. Mamy dziś chorą sytuację. Za 5 lat będzie jeszcze gorzej. Będziemy ściągać Chińczyków i innych, a równocześnie płacić z naszych podatków na utrzymanie polskich bezrobotnych - dodaje dyrektor PUP.
Zdaniem plantatorów na plantacjach najczęściej pracują ludzie mający pracę. Przychodzą po godzinach pracy, albo biorą na ten czas urlopy.
- Generalnie ludzie nie są nauczeni pracy. Jak widzi, że ojciec nie chodzi do pracy, to po co on ma chodzić? - diagnozuje tę sytuację pani Dec.
Jak susza wpłynie na ceny
Trwająca susza już każe przewidywać gorsze plony. Mimo iż plantacje są nawadniane, to i tak owoce nie mają czasu urosnąć do odpowiedniej wielkości. Należy spodziewać się drobnych truskawek. To z kolei może wpłynąć na ceny. Czy tak się stanie?
- Nie jestem zwolennikiem zwariowanych cen. Chcielibyśmy zachować ceny w granicach opłacalności. Sądzę, że truskawka będzie kosztowała około 3,50 zł za kilogram. Jednak od ubiegłego roku cena ropy wzrosła bardzo dużo. O ile za pełny zbiornik paliwa płaciłem 2,5 tys. zł, to teraz 4 tys. zł. Siła robocza również podrożała o 100 proc. Wcześniej za kobiałkę płaciło się około 1,50 zł, teraz około 1 euro. Susza jest przeogromna, plantacja jest nawadniana, ale upały sprawiają, że owoc nie ma się kiedy zawiązać i od razu dojrzewa. Zachód powoli godzi się z tą wyższą ceną, ale o ostatecznej i tak decyduje rynek. Dla plantatora trzy czynniki są najważniejsze: cena, ludzie i pogoda. W ubiegłym roku miałem problem z ludźmi, ale to zależało od przebiegu pogody. Lały deszcze. – mówi Tadeusz Brzozowski.
T. Brzozowski nie był wśród plantatorów, którzy pragnęli ściągnąć do siebie ludzi z Tajlandii. W jaki więc sposób pozyskuje chętnych do pracy?
- Aby sobie poradzić daję ogłoszenia i ściągam ludzi również spoza gminy, dowożąc ich autobusami i jakoś sobie radzę – wyjaśnia.
Problem plantatorów ujawnił wiele aspektów. Z jednej strony dotyczą one kwestii prawnych, które zamiast zwalczać bezrobocie generują nowe pokolenia ludzi niezdolnych do pracy, z drugiej pokazał marazm wśród pewnej grupy społecznej. I tak, część osób pracuje zawodowo i dodatkowo dorabia na plantacjach, a część nie robi nic, żyjąc z podatków osób pracujących. Zbiór truskawek trwa niecały miesiąc, można zarobić około 100 zł dziennie. Dla niektórych jednak taka stawka jest zbyt mała, by mieć chęć schylić kręgosłup. mm