(GRYFICE) Referendum nieważne: góra urodziła mysz. Pomimo zaangażowania ogromnych środków i zmasowanej propagandy wyborcy nie poszli na referendum. Niedzielne referendum okazało się wielką klapą polityczną jego inicjatorów, na czele z radnym Krzysztofem Kozakiem oraz jego politycznego zaplecza.
Referendum o odwołanie burmistrz Gryfic Andrzeja Szczygła odbyło się 8 września 2013 roku, w całej gminie Gryfice. Wyniki podajemy w tabeli. Frekwencja wyniosła zaledwie 8,18 procent, a to ona decydowała o powodzeniu tego przedsięwzięcia.
O tym, jak wielka jest to klapa polityczna świadczy fakt, że na referendum poszło mniej mieszkańców gminy, niż podpisało się na listach popierających referendum. Jak wynika z samych komunikatów inicjatorów, zebrali oni 1672 podpisy ponadplanowo, do liczby wymaganej, którą można oszacować na około 1200. Wynikałoby z tego, że zebrali ich prawie 3 tysiące, a głosować poszło 1582 wyborców.
Komitet referendalny zaangażował ogromne pieniądze i rozkręcił potężną kampanię referendalną, wspieraną przez różne osoby. Oklejono bilbordy i to nawet w powiecie; w Gryf Arenie zwołano konwent młodzieżówki PO z udziałem posła Konstantego Oświęcimskiego, europosła Sławomira Nitrasa, ministrów Bartosza Arłukowicza i Stanisława Gawłowskiego, radnego Sejmku Artura Łąckiego.
Młodzieżówka PO oficjalnie poparła referendum, o czym informował szef Młodych Demokratów Łukasz Zwierzchowski, na codzień wydawca „Kuriera Gryfickiego”, który przed referendum wydał numer specjalny tego pisma w nakładzie 10 tys. egzemplarzy, z negatywnymi materiałami o burmistrztu. Na dodatek tuż przed ciszą wyborczą wynajęto samochód „szczekaczkę” - jak ją określali mieszkańcy - którym jeżdżono po mieście i wsiach i przez głośniki nawmawiano do udziału w referendum.
Prawdziwych kosztów tej kampanii zapewne nie poznamy, ale na pewno dowiemy się wkrótce, ile referendum kosztowało podatników. KAR