(GRYFICE) Na prośbę poszkodowanych informujemy o złodziejskich poczynaniach w ostatnim okresie.
Złodziejskie przypadki
1. Mały wielobranżowy sklepik, w którym kupisz „mydło i powidło”. Godz. 15.05, ekspedientka jest sama, wchodzi klient. Prosi o wodę mineralną. Podaje, wbija kod na kasę i mówi, ile ma zapłacić. Spragniony klient sięga „łapą” do kasy i mówi do ekspedientki - pani podzieli się forsą. Zdążyła zatrzasnąć kasę. On przebiega paluchami po klawiaturze kasy. Ona krzyczy: - Co pan robi? Kasa się nie otwiera. Wyrywa całą kasę, wychodzi na ulicę. Ona za min, ale już nie krzyczy, bo i po co? Ulica jest pusta, żywej duszy nie widać.
Dzwoni na policję. Przyjeżdżają, spisują, zapisują i szybko namierzają złodzieja. On nie ma kasy ani pieniędzy. Złodziej nie wie, co się stało i jak się stało. Był w amoku. Tak mówi. On nie winny, był w amoku, winna wódka albo „dragi”. Ona w szoku, na zwolnieniu lekarskim. Pracodawca, co ma zrobić? Nic nie może, dzięki Bogu - mówi - że nic złego się nie stało. Nic złego, tzn. że nie polała się krew, bo on stracił kasę i pieniądze. Ona uszczerbek na zdrowiu. Czy będzie miała odwagę wrócić do pracy?
2. Okolice „Biedronki” na Osiedlu XXX-lecia, starsza pani zmierza na zakupy. Ktoś z tyłu ją potrąca, wyrywa torebkę, w której jest emerytura i dokumenty. Ona krzyczy, on ucieka. Koniec akcji. Co dalej? Nie wiadomo.
3. Deptak - targowisko. Zatrzymał się przy straganie, rzucił okiem na wystawiony towar. Wskazał, co podać, wybierał, przebierał. A to sweterek, a to bluzeczka - mówił, że to zajączek dla rodzinki. Ona myślała, że dobry i hojny klient się trafił, podawała co wskazał w myślach licząc, ile to pieniążków zarobi. W końcu dojrzał garsonkę wiszącą wysoko w kącie straganu. Chciał obejrzeć. Ile sekund trwało zdjęcie z zawieszenia tej garsonki? Nie wie! Może 30 sek., może więcej. Idzie do niego, ale jego już nie ma. I nie ma tego, co miała w własnej torebce - dziennego utargu i własnych pieniędzy, kart kredytowych, dowodu tożsamości, itp.
Była na policji, spisali, pytali, pokazywali zdjęcia, ale z tego ona wie tylko, że miał czarną kurtkę. Na twarz nie spojrzała, zdjęcia nic jej nie mówiły, nie mogła nikogo wskazać, bo mogłaby - jak mówi - niewinnego człowieka skrzywdzić posądzeniem.
Ma żal do złodzieja, bo bywała w różnych zakątkach świata i w bardzo różnych sytuacjach, to jednak nigdy nie doznała żadnej krzywdy, łącznie z kradzieżą, bo nikt przez całe jej życie nie ukradł jej ani złotówki, aż przyszedł taki dzień, tu na miejscu, na gryfickim deptaku. Gdzie jest od lat i chce być, bezczynnie w domu nie siedzieć. A taki nierób przyszedł, ukradł i pewnie w domu dobre miał Święta Wielkanocne. Ale chciałaby wiedzieć czy w swoi domu ten złodziejaszek powiedział np. swojej żonie, dzieciom, a może tylko rodzicom, skąd ten nagły przypływ gotówki. Tak nagły i niespodziewany, że aż radosny. Czy może zwyczajnie powiedział - była okazja, nie mogłem jej zmarnować i ukradłem.
4. Pracuje w sklepie, w takim małym ale gryfickim supermarkecie, cenionym przez mieszkańców Gryfic i okolic za zawsze miłą obsługę i dobry, świeży towar. Zakończyła swoją zmianę. Wyszła do domu. Spotkała swoją mamę wracającą od lekarza. Wstąpiły do apteki po lekarstwa, później kupiły dekoder, bo w domu mieli przełączyć telewizję na cyfrowy odbiór. Dla synka kupiła majteczki i inne drobiazgi. A wszystko metodycznie i z pietyzmem ułożone w kolorowej torbie wielokrotnego użytku. Wstąpiły do Netto, zakupiony towar w kolorowej torbie postawiły w kąciku przy stoisku z pieczywem. Tak zwykle robiła, żeby przy kasie nie tłumaczyć, co i gdzie kupiła, ot tak na wypadek jakiejś kontroli. W Netto zbyt dużo klientów nie było, spokojnie przeszły po sklepie, wybrały, co potrzebne, stanęły przy kasie, zapłaciły i mama poszła po kolorową torbę, której niestety na miejscu nie było. Złodziej przeszedł i zabrał to, co nie jego, ale stało się jego.
Wiedzą, że były naiwne wierząc, że złodziei nie ma, że w publicznym miejscu, tuż przy stoisku z chlebem nic zginąć nie może. A jednak nauczka przyszła i to dość bolesna, straciły ok. 200 zł. Okazało się, że Netto choć bogatym jest marketem, to nie stać na monitoring stoiska z pieczywem ani wejścia i wyjścia ze sklepu. Dziwne ale prawdziwe.
Na drugi dzień poszła do marketu zapytać, czy ktoś nie podrzucił wykupionych lekarstw. Nie podrzucił. Mama zmuszona była złożyć ponowną wizytę lekarzowi i ponownie wykupić lekarstwa. Co myśli o złodzieju? Że biedny to człowiek, którego stać na to, żeby w biały dzień okraść drugiego człowieka i to z lekarstw.
Wszystkie opisane zdarzenia są autentyczne, podajemy je do wiadomości ku przestrodze. Złodziejstwo w Gryficach kwitnie. MJ
a to można z potrzeby okradać starszych i biednych ludzi? chleb czy bułkę, to rozumiem z potrzeby, ale nie z zakupów czy wyrywać torebki starszym kobietom....
~
2013.05.07 20.14.18
Brakuje podstawowego pytania - dlaczego kradną - z zamiłowania czy z potrzeby.