(ZACHODNIOPOMORSKIE) Na początek marca w większości naszych miasteczek przypadają pewne oficjalnie obchodzone rocznice. Napisałem „pewne”, gdyż do dzisiaj dla wielu władz miejskich pomorskich miasteczek istnieje problem, jak je nazwać. Nie było go w PRL, gdy hucznie obchodzono rocznice wyzwolenia, czy to Łobza, czy też Gryfic, Świdwina, Drawska Pomorskiego, a właściwie wszystkich miejscowości w tym regionie. Problem z nazewnictwem pojawił się po roku 1989, gdy już można było zastanawiać się, co takiego stało się w 1945 roku. Łobez został wyzwolony, czy też zdobyty? A może odzyskany? Jako że nie ma już odgórnych dyrektyw Komitetu Centralnego w tej sprawie, każda lokalna władza nazywa rocznicę tak jak chce.
Jak to wyglądało w tym roku? W Drawsku Pomorskim zapraszali mieszkańców na 4 marca, do udziału w uroczystościach związanych z obchodami rocznicy zakończenia walk o Ziemię Drawską. Władze Złocieńca zapraszały na 5 marca na obchody rocznicy powrotu Ziemi Złocienieckiej do Macierzy. W Świdwinie 3 marca odbyły się uroczystości z okazji rocznicy zwycięskich walk o polski Świdwin. Przy obchodach „wyzwolenia miasta” pozostały władze Łobza i Gryfic. Jak mówią, przyzwyczajenie jest drugą naturą człowieka.
Do „wyzwolenia” przyzwyczajono się i trudno to zmienić, zwłaszcza tam, gdzie nie pracuje się nad historią. W przypadku „wyzwolenia” chodzi zarówno o względy historyczne, jak i językowe. Jak wskazuje rdzeń słowa wyzwolenie – chodzi o wolność, uwolnienie zniewolonej ludności itd. Problem w tym, że ani w Łobzie, ani w Gryficach nikogo nie uwolniliśmy, gdyż nie mieszkali tu Polacy, a jeżeli mamy na myśli Słowian lub Pomorzan (autochtonów), to ich tu prawie nie było, gdyż zostali na tyle zgermanizowani, że albo uciekali przed frontem razem z Niemcami, albo zostali później wysiedleni. Nie można wyzwolić miasta, gdyż murom, ulicom i budynkom nie przysługuje walor wolności. Pozostaje więc przyjąć do wyboru, że miejscowości te zostały zdobyte, ewentualnie odzyskane lub możemy obchodzić rocznice zakończenia walk o polski Łobez, Gryfice itd.
Zamiast sztampy
Obchody rocznicowe organizowane „z urzędu” mają to do siebie, że są sztampowe i rzadko kiedy myśli się o nich, jako o okazjach edukacyjnych. Wiedza o walkach na Pomorzu, jeszcze jako oczywista 30-40 lat temu, dzisiaj zanika. Umierają jej bezpośredni uczestnicy i świadkowie. Obchody rocznicowe powinny więc być okazją do poznawania najnowszej historii. W niektórych miejscach są organizowane wystawy, konkursy (Węgorzyno) i akademie, ale brakuje spotkań z historykami i kombatantami, zwykłej dyskusji o niedawnych przecież wydarzeniach.
Jak zdobywano Pomorze
Taką pomocą w zrozumieniu tego, jak wyglądały walki na Pomorzu, może być książka Leszka Adamczewskiego pt. „Burza nad Provinz Pommern. Upadek Prowincji Pomorskiej Trzeciej Rzeszy”, wydanej pod koniec 2012 r. przez Wydawnictwo Replika. Autor jest poznańskim pisarzem i dziennikarzem, urodzonym w Szczecinie, który ma w dorobku sporo książek na tematy wojenne, dotyczące Pomorza i Wielkopolski. Od innych opracowań, stricte historycznych, różni się językiem i stylem. Jest to po prostu barwna opowieść o różnych fragmentach tamtych wojennych wydarzeń, oparta na faktach, mocno udokumentowana wynikami własnych poszukiwań i bogatą bibliografią. Autor przyjął dziennikarski styl narracji, pokazując swoją pracę (opisy wyjazdów w teren, spotkań i rozmów z ludźmi itp.), przytacza cytaty z innych prac, gazet, komunikatów, filmów, więc czyta się to bardzo dobrze.
Jest jeszcze jedna ogromna zaleta tej publikacji, co powinni w końcu wziąć pod uwagę nasi lokalni, ale nie tylko, historycy – autor posługuje się niemieckimi nazwami miast do czasu ich zdobycia i polskimi po tym czasie. To zdecydowanie odróżnia go od wielu historyków szczecińskich i lokalnych, którzy beztrosko piszą, że np. Haken mieszkał w Szczecinie, Puchstein w Łobzie, a Virchow w Świdwinie.
Leszek Adamczewski opisuje najciekawsze, często owiane tajemnicą, wydarzenia wojenne w tej części Provinz Pommern (Prowincji Pomorskiej III Rzeszy), która dzisiaj stanowi nasze Pomorze Zachodnie. Są tu opisy walk o większość dzisiejszych miast i miasteczek. Uderza w nich przede wszystkim obraz okrucieństwa i barbarzyństwa związany z zachowaniem Rosjan, którzy zdobywali te ziemie. Wojska radzieckie posuwały się tak szybko, że w wielu miejscach front był rozproszony, co powodowało, że zachowania poszczególnych grup żołnierzy nie były kontrolowane. W zdobywanych miastach i wsiach gwałcili kobiety i mordowali napotkaną ludność. Palili całe kwartały starych zabudowań. Przytaczane relacje, zarówno niemieckie, polskie i rosyjskie mrożą krew w żyłach. Z przytaczanych wspomnień rosyjskich wyłania się obraz żołnierzy mszczących się na niemieckiej ludności cywilnej za okupację i podobne czyny żołnierzy niemieckich w Rosji.
A jak to się zaczęło? Bardzo ciekawy jest opis nastrojów nazistowskich w Provinz Pommern, np. przyjazdy Hitlera do Stettin lub jego pobyt, 4 września 1939 r., w Bad Polzin (Połczynie-Zdroju), gdzie na torach w pobliżu tamtejszego dworca zatrzymał się specjalny pociąg, który pełnił rolę ruchomej Kwatery Głównej Hitlera, skąd obserwował on rozpoczętą inwazję na Polskę. Mamy tu też opisy licznych zakładów przemysłowych, produkujących na potrzeby wojenne, różne tajemnice z nimi związane, nalotów bombowych, ucieczek, opis całej sytuacji na tych ziemiach tuż przed i po ich zdobyciu.
Autor zjeździł Pomorze próbując potwierdzać różne fakty z tamtego okresu. Był także po Łobzem, w okolicach Orla i Pogorzelicy (gmina Radowo Małe), gdzie szukał śladów lotniska i podziemnej fabryki, o której wspomniał tylko jednym zdaniem inny autor. Adamczewski przytacza rozmowy z ludźmi (Aleksander Zdanowicz i Mieczysław Poliński), z którymi próbuje odnaleźć ślady po wzmiankowanych budowlach. Jednak bez skutku. „Jeśli rzeczywiście w rejonie wiosek Orle i Pogorzelica ulokowano podziemne zakłady samolotowe, to pozostały po nich tylko nikłe ślady. I z roku na rok przyroda je zaciera...” - kończy fragment dotyczący jednej z tajemnic współczesnego Pomorza. A jest ich w tej książce sporo. KAR
Przeczytałem tą książkę. Interesują mnie wydarzenia tamtych lat. Wydarzenia w miejscach, w których często bywam. mieszkam tutaj i dlatego jest to ciekawe. Wiele opisanych zdarzeń i wydarzeń już znałem wcześniej z innych opisów czy książek. Książkę dobrze się czyta. Jedna uwaga. Autor zastanawia się dlaczego po bombardowaniach Szczecina przez aliantów zachowały się takie obiekty jak min. dzisiejszy Urząd Wojewódzki, Akademia Morska i inne. Nie było to dziełem przypadku. Aliancie wiedzieli, że wojna się zakończy i trzeba będzie organizować nową władzę, obojętnie czy polską czy niemiecką. Do tego potrzebne były odpowiednie budynki i te zostały w Szczecinie.
Iną sprawą jest moje dość ciekawe znalezisko....szukając m. Orle w Google znalazłem w pobliżu radarów budynki ustawione w znak swastyki, rozpoznawalny z odpowiedniej. .. wysokości. To chyba przypadek.
Zygmunt ze Szczecina
A wężyk anonim ma rację. Jagiellonów przerosła potęga i wielkość Państwa Polskiego. Kiedy co rozumniejsza szlachta monitowała ich o włączenie pomorza albo zajęcie się nim jako lennem zgodnie zresztą z wolą księcia Bogusława, Jagiellonowie woleli zajmować się przaśną zapyziałą Litwą, co w sumie doprowadziło nas do wyniszczających wojen i rozbiorów.
Gwałty i grabieże nie odbywały się z tego powodu, że front był rozproszony i nikt ich nie kontrolował tylko dlatego, ze było przyzwolenie najwyższych dowództw grabieże dla podniesienia morale tłumaczone propagandowo "aktem sprawiedliwości dziejowej" Zresztą przykład szedł z góry kradł Żukow z całym swoim sztabem wolno było kraść prostym żołnierzom oczywiście nie dzieła sztuki jak sztabowcom ale zegarki czy rowery albo drobną biżuterię owszem. Prostym żołnierzom nie było natomiast tak znowu wolno grabić i niszczyć wyposażenia fabryk - dbały o to odpowiednie służby posuwające się za oddziałami frontowymi. Rosjanie konsekwentnie realizowali politykę grabienia przemysłu i rolnictwa - zrobili tak też np. po wyzwoleniu Mandżurii Gwałty miały charakter działań zorganizowanych gwałcono kobiety od lat 12 do 80 chociaż raczej w karby organizacyjne były ujmowane te w "normalnym" wieku. Żołnierze armii czerwonej, którzy z różnych powodów nie chcieli brać udziału w owych gwałtach organizowanych bodajże przez wydziały polityczne byli wręcz piętnowani jako czarne owce swoich oddziałów i wystawiani oficjalnie jako pośmiewisko swych jednostek.
Linia Łobza nie stanowiła już punktu ciężkości po złamaniu wału pomorskiego i wtargnięciu na teren pomorza od południa więc ciężkich walk z użyciem znacznej ilości sprzętu nie było. Wydaje się jednak na podstawie analiz wspomnień czy dostępnych dzienników bojowych, że Niemcy i tu zastosowali dość skuteczną taktykę wprowadzoną przez Rommla w Afryce stosowaną też potem przez nich w operacji Jasso - Kiszyniowskiej polegającą na uderzeniach niewielkimi siłami na tyły, jednostek przeciwnika co powodowało osłabienie tempa marszu a co za tym idzie prowadzonego natarcia i rozwijania uderzeń.
~
2013.04.07 19.18.15
ŁOBEZ wyzwolony, odzyskany? A kiedy Państow Polskie było właścicielem tego miasteczka? Jak długo było w granicach Polski? Zresztą - zależy kto tą "historię" pisze. Może kiedyś Polski "historyk" napisze - wreszcie Moskwa, Mińsk i Kijów wróciły do macierzy. A w/g mnie miasto Labes zdobyto bez większych walk. Zniszczenia /wiem z opowiadań - czy prawdziwe?/ dokonała Armia Sowiedzka.
Książka się ukazała stosunkowo niedawno a już pojawili się recenzenci amatorzy krytykujący za niepełną prawdę. Na szczęście ważność tych "recenzentów" jest niewielka i mam nadzieję, że "święte oburzenie" nie rozniesie się szerzej. Do rzeczy.
Na początek dokonajmy sztucznego połączenia Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie oraz I i II Armii Wojska Polskiego uznajmy je chwilowo jako całość. Otóż jest to jedyna bodajże armia świata, która nie była nigdy oskarżana (poza hitlerowskimi bredniami oczywiście) ani podejrzewana o zbrodnie wojenne. I raptem jeden z domorosłych recenzentów zarzuca autorowi książki, że pisząc o zbrodni w Podgajach nie wspomniał o jej przyczynach, którą wg niego było wcześniejsze rozstrzelanie przez Polaków małolatów z łotewskiej służby pomocniczej[ http://www.konflikty.pl/a,4968,Ksiazki,Leszek_Adamczewski_.html]. Owszem Łotysze pojmali tych Polaków ale raczej mieli niewiele wspólnego z ich rozstrzelaniem. Tutaj znajduje się dość wiarygodny opis zbrodni [ http://www.dws-xip.pl/LWP/art1.html ]
Co do sensacji związanych z podziemnymi fabrykami to w miejscowości Orle lub Pogorzelica chyba cięzko jej szukać natomiast o takiej fabryce w okolicach Golczewa było i jest dosyć głośno chociaż niewiele znaleziono oprócz sporej ilości amunicji ciągle zresztą znajdowanej. Okolice Orle-Pogorzelica to natomiast pozostałości radaru Wurzburg-Riese
Trudno tam też dopatrywać się lotniska chyba, że jakieś zapasowe - w końcu jak na warunki lotnicze było dość blisko położone lotnisko w pobliżu miejscowości Płoty istniejące do dzisiaj a raczej niedawna, gdzie w 1939 stacjonowały Me-110 latające nad Polskę, a po zdobyciu przez wojska radzieckie stacjonował tam m.in. Pułk Lotnictwa Bombowego "Kraków" na swoich Po-2