(KŁODKOWO, GM. TRZEBIATÓW) Liczna grupa mieszkańców i gości 24 marca 2012 r. upamiętniła w Kłodkowie śmierć 19 polskich robotników przymusowych. Zostali oni rozstrzelani pod koniec marca 1945 r. przez wycofujących się żołnierzy Wehrmachtu.
Takie historie jak ta, jaka wydarzyła się w Kłodkowie 67 lat temu, uświadamiają nam, jak mało znamy własną historię, tu, na Pomorzu. W marcu 1945 roku wycofujące się wojska niemieckie zamordowały 19 Polaków, którzy pracowali tu dla nich jako robotnicy przymusowi. O tamtych wydarzeniach opowiadali w świetlicy w Kłodkowie, w tej samej, w której siedzieli przed rozstrzelaniem Polacy, obecna we wsi w tamtym czasie pani Weronika Malec i Edmund Gorczyca, którego rodzice trafili do Kłodkowa na roboty.
Jednak zanim do tego doszło, wszyscy spotkali się kościele, gdzie została odprawiona msza za pomordowanych. Tu znajduje się tablica upamiętniająca śmierć Polaków, ufundowana przez społeczeństwo gminy Trzebiatów w 2004 roku.
O dramacie ich śmierci i potrzebie pamięci, ale także o trudnej historii stosunków polsko-niemieckich w ciągu wieków mówił proboszcz parafii wojskowej w Trzebiatowie ksiądz Artur Majorek. Mszę celebrował proboszcz ks. Józef Chmiel.
Po mszy wszyscy udali się na pobliski cmentarz, gdzie został odsłonięty krzyż, który stanął nad tablicą i grobem, gdzie pochowano 9 z 17 rozstrzelanych Polaków. Krzyż ufundował mieszkaniec Kłodkowa Roman Mieckowski, ogrodzenie wykonały ZDZ z Trzebiatowa, które reprezentował dyrektor Piotr Dąbrowski, a uroczystość i różne prace z tym związane organizował sołtys Dariusz Jaworski. To w dużej mierze dzięki nim mogliśmy spotkać się w Kłodkowie.
Dlaczego w grobie spoczywa dziewięć ciał, a nie wszystkie? Okazuje się, że pomimo upływu tylu lat, ciągle zbyt mało wiemy o tamtych wydarzeniach. Jak przyznał burmistrz Trzebiatowa Zdzisław Matusewicz, nie wiadomo, kto spoczywa w mogile, ani kiedy dokładnie rozstrzelano robotników. Nieznane pozostają nazwiska ofiar.
Pojawia się kilka dat rozstrzelania robotników, jedna z nich to 25 marca 1945 r. Wycofująca się wtedy na zachód armia niemiecka zebrała robotników ze wsi Kłodkowo do świetlicy. Stąd 19 mężczyzn zabrano do Skalna koło Niechorza, gdzie nad jeziorem Liwia Łuża zostali rozstrzelani.
Jak wynika z opowieści Weroniki Malec i Edmunda Gorczycy, żołnierze niemieccy rozstrzelali mężczyzn, ponieważ Polacy, gdy zbliżała się Armia Czerwona, zaczęli niszczyć linie, które wykorzystywały do komunikacji wojska niemieckie. Do ich śmierci mógł przyczynić się jeden z mieszkających tu wtedy Niemców, którego synowie zginęli na wojnie i który denuncjując robotników chciał się w ten sposób zemścić. Jednemu z Polaków, Janowi Milerowi, już nieżyjącemu, udało się uciec i uniknął egzekucji. Po kilku miesiącach wrócił do Skalna i odnalezione dziewięć ciał przewiózł do Kłodkowa i pochował na cmentarzu. Nie wiadomo co stało się z pozostałymi ciałami.
O tym, jak bardzo zaniedbaliśmy naszą nieodległą historię, przypomniał Bernard Byczkiewicz, przewodniczący gryfickich kombatantów. Upomniał się po raz kolejny o udostępnienie miejsca w Skalnie, gdzie rozstrzelano Polaków, a gdzie dziś pasą się krowy i nie można dojechać.
Dobrze, że pani Weronika Malec i pan Edmund Gorczyca mieli okazję przypomnieć nam o tamtych czasach, na wspólnym spotkaniu w świetlicy. Gdy pomyślałem sobie, że 67 lat temu, w tym samym miejscu siedziało 20 mężczyzn, których wyprowadzono i rozstrzelano, to jakbym dotknął tej historii, jakbym poczuł ich oddech, zobaczył napięte, spocone twarze, usłyszał cichy szept, gdy się naradzali, co robić, co z nimi zrobią, a może modlitwę, i myśli płynące ku najbliższym. Teraz to my jesteśmy dla nich najbliższymi. Na tym skrawku Pomorza.
Kazimierz Rynkiewicz