(GRYFICE) A jeśli komu droga otwarta do nieba,
Tym, co służą ojczyźnie. Wątpić nie potrzeba,
Że co im zazdrość ujmie. Bóg nagradzać będzie,
A cnota kiedykolwiek miejsce swe osiędzie.
Jan Kochanowski
Członkowie Szkolnego Koła Miłośników Ziemi Gryfickiej przy Gimnazjum nr 1 im. Żołnierzy Armii Krajowej w Gryficach, pod opieką pana Jacka Lwa, pragną uczcić pamięć Żołnierzy Wyklętych i przywrócić w pamięci ludzkiej powszechny szacunek na jaki zasłużyli swoją postawą w okresie okupacji hitlerowskiej i sowieckiej.
W tym celu pragniemy upowszechnić wśród mieszkańców Gminy Gryfice informacje o zapomnianych bohaterach. Zwłaszcza, że za niespełna miesiąc będziemy obchodzić Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych.
Do niedawna pojęcie Żołnierze Wyklęci stanowiło luźnie określenie żołnierzy podziemia niepodległościowego i antykomunistycznego, którzy przeciwstawiali się próbie podporządkowania kraju dla ZSRR w latach 1944 - 1963. Pojecie to funkcjonowało wśród historyków, miłośników historii i wszystkich tych, którzy szukali sposobu na uczczenie dawnych bohaterów.
Sytuacja zmieniła się dopiero 4 lutego 2011 roku, wówczas to Sejm RP uchwalił ustawę o ustanowieniu 1 marca NARODOWYM DNIEM PAMIĘCI ŻOŁNIERZY WYKLĘTYCH. W ten sposób władze niepodległej Polski uczciły wszystkich, którzy polegli, zostali zamordowani w komunistycznych więzieniach lub odeszli na wieczną wartę, pragnąc jedynie, by oddano część i sprawiedliwość.
Pierwszy dzień marca jest dniem szczególnie symbolicznym dla żołnierzy antykomunistycznego podziemia. Tego dnia w 1951 roku wykonany został wyrok śmierci na kierownictwie IV Komendy Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość”. Przez całe lata PRL-u nazywano ich „zaplutymi karłami reakcji”, a wszystkie niepodległościowe organizacje, do których należeli, określano jako „faszystów”, czy „bandy reakcyjne z pod znaku NSZ”. W zamian za ofiarną walkę w obronie wartości jaką była Niepodległość Ojczyzny wielu z Nich poległo z bronią w ręku, innych zamęczono w więzieniach ciągłymi przesłuchaniami i torturami, a jeszcze inni po okrutnych śledztwach przechodzili pokazowe procesy, które były kpiną z wymiaru sprawiedliwości, a wyrok, który był oczywisty, natychmiastowo wykonywano - kary śmierci. Jedynie nielicznym udało się przetrwać stalinowski reżim, aby żyć dalej przez długie dekady Polski Ludowej z piętnem „reakcyjnego bandyty”.
Zaledwie garstka z Nich dożyła tzw. odwilży i ustawy honorującej ich wieloletnie zmagania w szeregach SZP, ZWZ, AK, DSZ, ROAK, NWZ, NSZ, SN, i WiN z oboma okupantami. Wielu Żołnierzy Wyklętych nie posiada własnego grobu, gdyż oprawcy z Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego starali się zamazać pamięć o ich czynach nawet po śmierci, gdyż miejsce złożenia ich ciał mogły stać się miejscem patriotycznych manifestacji. Dlatego zamordowanych żołnierzy podziemia chowano w nocy w nieznanych nikomu miejscach używając wapna, przyspieszając rozkład zwłok.
Za ostatniego żołnierz wyklętego uważa się Józefa Franczaka ps. Lalek z oddziału kpt. Zdzisława Brońskiego Uskoka, który zginął w obławie w Majdanie Kozic Górnych (woj. lubelskie) - 21 października 1963 r. a więc prawie 20 lat po wojnie.
Szkolne Koło Miłośników Ziemi Gryfickiej, Bartłomiej Tęcza - klasa II D, Luiza Terka - klasa III B
ty nieuku napisz cos mądrego, tak cię twój pan profesor uczył ?
~Becia ;)
2012.02.27 15.41.24
Taak lizuska, tak trudno tym lizusom wejść na ambicję.
~
2012.02.27 15.24.15
lizuska ;-(
~Becia ;)
2012.02.27 15.16.27
Miło patrzeć na takie zainteresowanie, w końcu tego oczekiwaliśmy prawda? Pan Jacek jak zwykle walczy o honor szkoły zasłaniając ją swoim autorytetem i nie dając nam uczniom wejść na głowę. Myślę, że należy się Panu szacunek, który z mojej strony oczywiście jest. Niestety nie będę wchodzić w rozmowy na temat tego który dziadek więcej poświęcił, ponieważ mój także bo czuł, że jest to jego obowiązek.
Pozdr. autorów, piękna praca.
~
2012.02.27 12.48.51
Największą kapitulacją człowieka wobec zła jest mu ulec: gdy się mu poddaje i gdy zaczyna się postępować tak, jak postępuje przeciwnik, jednym słowem – gdy przejmuje się od niego metody walki. Tak zresztą bywa często i w życiu codziennym, i w życiu wewnętrznym. Ale nasuwa się tu jeszcze inny problem: walczymy ze złem, toczymy często walkę rozpaczliwą i nie możemy go pokonać, i w końcu stawiamy sobie pytanie, czy jest sens walczyć ze złem. Warto, ale nie zapominając, że najskuteczniejszą walką ze złem jest czynienie dobrze.
Zmaganie się ze złem może nas zmóc i w końcu okaże się, że było ono bezskuteczne, natomiast pewnym jest skutek czynienia dobra. Bo dobro ogranicza zło, eliminuje je, niszczy jego wewnętrzną siłę, tyle że nie walką, lecz swoją wewnętrzną siłą. Tam bowiem, gdzie jest dobro, nie ma miejsca dla zła. Zło próbuje wciągnąć człowieka na swoje pole, stara się, by człowiek przyjął jego metody. Natomiast wobec dobra jest bezradne. I stąd dobro jest śmiertelnie niebezpieczne dla zła.
~Jarun
2012.02.27 11.56.29
Zacytowałem tu jeden z artykułów "obecnie poprawnych politycznie" i zgodny z zapotrzebowaniem medialno-rządowym i co? Gdzie są ci "patrioci" co mnie wyzywali i gdzie są ich argumenty ? Takiej właśnie polemiki oczekiwałem panie Andrzeju!
~Andrzej Mićka
2012.02.27 11.28.32
No Panie doktorze Niwiński - gratuluje, proszę stanąć przed lustrem spojrzeć sobie głęboko w oczy i jeszcze raz przeczytać ten tekst. 200 000 podziemia i ileż efektów militarnych? Jacyż to bohaterowie strzelali do chłopów, którzy brali ziemię z reformy rolnej? Czy Brygada Świętokrzyska to też bohaterowie? Czy oficer przedwojenny mjr Ignacy Kowalski dowódca Schutzmannschaft 202 to też bohater? Czy ok 2000 działąjących na Wołyniu polskich policjantów dowodzonych przez Niemców to też bohaterowie?
W ramach Operacji WISŁA na tereny polski Zachodniej wysiedlono mieszkańców - Księżyca, Jowisza czy też terenów na których działali żołnierze wyklęci - to potomkowie tych wywiezionych czytają te teksty o bohaterach mordujących ich rodziny. "Zabijanie poczytywano za cnotę" tak o bohaterach Panie Niwiński pisze Romanowski w " ZWZ-AK na Wołyniu 1939 - 1944", Grzegorz Motyka w "Tak było w Bieszczadach stwierdza "Badania historyczne na temat postępowania i roli polskiej policji w wydarzeniach na Wołyniu właściwie nie istnieją" Jest Pan naukowcem - może podejmie Pan ten niezwykle ciekawy temat - póki żyją ci, którzy mogą na ten temat coś powiedzieć.
~
2012.02.27 10.10.21
dr Piotr Niwiński
Podziemie niepodległościowe w Polsce po 1945 roku – zarys problemu
Konspiracja antykomunistyczna, zwana także konspiracją niepodległościową czy poakowską, była niewątpliwie fenomenem, biorąc pod uwagę zasięg i siłę tej konspiracji. Omówienie całości problemu jest niemożliwe w krótkim tekście, jednak chciałbym przedstawić zarys tej problematyki i spróbować częściowo ją usystematyzować Zwracam przy tym uwagę, iż temat podziemia antykomunistycznego jest ciągle jeszcze nie zbadany dokładnie, więc funkcjonujące obecnie dane należy traktować jako element wyjściowy do dalszych badań.
Początków partyzantki antykomunistycznej szukać trzeba jeszcze w połowie 1944 roku na Kresach Wschodnich II Rzeczypospolitej. Wtedy to oddziały AK, zgodnie z rozkazami Naczelnego Wodza rozpoczęły akcję "Burza", będącej formą powstania przeciwko okupantowi. Wymagała ona współdziałania w walce z Armią Czerwoną. Mimo nieufnego stosunku polskich żołnierzy z Kresów do Sowietów, wyniesionego z pierwszej dwuletniej okupacji, rozkaz wykonano. Oddziały AK z Wileńszczyzny i Nowogródczyzny opanowały Wilno, oddziały lwowskiej AK walczyły o Lwów, na Wołyniu 27 Wołyńska Dywizja AK prowadziła zacięte walki, podobnie działo się i w innych kresowych Okręgach.
Warto przy tym zwrócić uwagę, iż właśnie Wileńszczyzna była miejscem niewiększego wystąpienia oddziałów partyzanckich. Zgrupowane oddziały Okręgów Wileńskiego i Nowogródzkiego liczyły w szczytowym okresie blisko 16 tysięcy żołnierzy. Jak na warunki partyzanckie oddziały te były dość dobrze uzbrojone w zdobyczną broń, dbające o jednolite w miarę możliwości umundurowanie, zachowujące dyscyplinę wojskową. Było to wojsko o dużym potencjale bojowym, gdyż składające się wyłącznie z ochotników. W składzie oddziałów partyzanckich byli nie tylko Polacy, ale także obywatele polscy narodowości białoruskiej, żydowskiej, litewskiej czy rosyjskiej. Wszystkich ich łączyła chęć walki z niemieckim okupantem.
Obawy co do postawy Sowietów okazały się uzasadnione. Zgodnie bowiem z dyrektywą Stalina nr 220145 z 14 lipca, mówiącą o rozbrajaniu oddziałów AK na terytorium Litwy, zachodniej Białorusi i zachodniej Ukrainy, polskie formacje partyzanckie po wykonaniu zadania zostały otoczone przez oddziały NKWD i, jak to wtedy określono, "internowane". Faktycznie żołnierzy zesłano na poniewierkę w głąb Rosji, skazano na wieloletnie kary więzienia czy wręcz rozstrzelano na miejscu. Na samej Wileńszczyźnie dotknęło to 6 tysięcy osób. W tym samym czasie na powolną śmierć skazano powstańców warszawskich. Wtedy zaczął rodzić się ruch zwany podziemiem niepodległościowym lub też antykomunistycznym.
W tym pierwszym okresie, zamkniętym w latach 1944-45, mamy do czynienia z największym nasileniem akcji zbrojnej przeciw władzom komunistycznym. Wprowadzenie władzy komunistycznej spotkało się bowiem z powszechnym oporem polskiej konspiracji. Dekonspiracja znacznej części polskiego podziemia podczas akcji "Burza" prowadziła do masowych represji wobec jej członków. Jednocześnie nową władzę, mimo pozorów samodzielności, uznano za aparat okupacyjny, który występował przeciwko niepodległości państwa. Nawet próba rozwiązania struktur polskiego podziemia przez jego kierownictwo, czyli Komendę Główną Armii Krajowej, nie przyniosła widocznej zmiany. Wymuszona przez rząd polski w Londynie, została odebrana przez społeczeństwo jako krok dyplomatyczny a nie faktyczny (co pokrywało się zresztą z prawdą). Komendę nad żołnierzami przejęły kierownictwa lokalnych struktur kontynuując walkę z nowym okupantem.
Można oceniać, że w konspiracji "poakowskiej" w tym okresie pozostawało blisko 200.000 ludzi, czyli połowa dotychczasowej siły podziemia. W województwach wschodniej i centralnej Polski operowało po kilkadziesiąt oddziałów partyzanckich i grup bojowych. Łącznie w oddziałach partyzanckich znajdowało się wówczas około 15.000 – 20.000 ludzi, z tego na terenie Wileńszczyzny i Nowogródczyzny co najmniej 3000. W tym okresie na terenie Wileńszczyzny działało przynajmniej 20 oddziałów partyzanckich zaś na terenie Nowogródczyzny ponad 30. Stan tych oddziałów wahał się od kilkunastu osób do nawet 200.
Wystąpienia przeciwko władzom komunistycznym i sowieckim siłom okupacyjnym w niektórych województwach przybrały wręcz znamiona lokalnych powstań na małą skalę. Rozmiary owego ruchu powodują, iż wspomniane wydarzenia określane są niekiedy mianem "powstania antykomunistycznego". Na terenach Wileńszczyzny i Nowogródczyzny wystąpienia były one nieco słabsze, ze względu na olbrzymie nasycenie terenu jednostkami NKWD a także ze względu na politykę władz podziemnych, starających się za wszelką cenę ograniczyć działalność zbrojną.
W wielu województwach terenowe władze komunistyczne i podległe im siły zostały po prostu "zmiecione z powierzchni ziemi". Zlikwidowano administrację państwową szczebla gminnego i terenowe ogniwa milicji. Także na terenie Litewskiej i Białoruskiej SSR prowadzono tego typu akcje. Do końca 1944 roku wykonano ich ponad 160. Warto przypomnieć chociaż, iż 15 IX 1944 oddział por. Lisowskiego "Korsarza" zniszczył sielsowiet w Małych Solecznikach, 17 IX 1944 na terenie gminy Ejszyszki oddziały AK spaliły 9 mostów, w tym 1 "znaczenia ogólnopaństwowego" (była to tzw. akcja "Rocznica", związana z rocznicą agresji Związku Sowieckiego na Polskę), 20 X 1944 zaś oddział AK zmobilizowany z lokalnej sieci terenowej opanował miasteczko Ejszyszki, niszcząc m.in. dokumentację w urzędach sowieckich zaś w grudniu 1944 roku oddział Czesława Czeszumskiego "Edka" uwolnił w Popiszkach koło Wilna około 200 osób zatrzymanych przez milicję i przeznaczonych do wywózki w głąb ZSRR. W 1945 roku intensywność bojowa podziemia na tych terenach nieco spadła, wykonano niecałe 200 akcji zbrojnych. Związane było to m.in. z zainicjowaną w lutym 1945 roku akcją ewakuacji żołnierzy podziemia na tereny Polski centralnej, w wyniku której zdecydowana część żołnierzy podziemia opuściła rodzinne strony.
Władze komunistyczne ostały się więc w tym okresie w miastach wojewódzkich i powiatowych – pod osłoną bagnetów garnizonów NKWD. Jednak nawet te duże ośrodki stawały się obiektami ataków oddziałów partyzanckich. Pewnym miernikiem skali działań zbrojnych tego okresu mogą być akcje odbijania więźniów. Trzykrotnie uwalniano ich z więzień w miastach wojewódzkich - Lublinie, Białymstoku i Kielcach. Przy czym szczególnie spektakularny charakter miała ta ostatnia operacja, podczas której oddziały dowodzone przez kpt. Antoniego Hedę "Szarego" i por. Stefana Bembińskiego "Harnasia" w sile około 400 ludzi weszły do Kielc, zablokowały miejscowe siły komunistyczne i wypuściły wszystkich - 650 - więźniów z miejscowego więzienia. Równie spektakularny charakter miały akcje na obozy, w których NKWD przetrzymywało uwięzionych żołnierzy AK. Odnotowujemy co najmniej cztery takie operacje. Podczas jednej z nich, w Rembertowie - woj. warszawskie, uwolniono blisko 700 osób przeznaczonych do wywózki do obozów w głębi ZSRR. Ponadto wykonano ponad 20 operacji uwalniania więźniów w miastach powiatowych, przy czym często związane były one z jednoczesnym uderzeniem na kwaterujące tam komunistyczne siły bezpieczeństwa.
Swego rodzaju symbolem może być akcja wykonana w dniu zakończenia II wojny światowej – 8/9 maja 1945 r., kiedy to poakowskie oddziały dowodzone przez mjr Jana Tabortowskiego "Bruzdę" opanowały powiatowe miasto Grajewo (woj. białostockie), rozbiły tamtejszy Powiatowy Urząd Bezpieczeństwa Publicznego oraz Komendę Powiatową Milicji Obywatelskiej, uwalniając ponad 200 więźniów. Dochodziło też do zaciętych walk z penetrującymi teren grupami operacyjnymi NKWD, UBP i KBW, walk mających niekiedy charakter prawdziwych bitew. Do największych z nich należą: bój stoczony przez zgrupowanie "Ojca Jana" z batalionem NKWD pod Kuryłówką nad Sanem (zginęło ponad 60 enkawudzistów), bój stoczony 24 maja 1945 r. przez oddział "Orlika" w sile 160 ludzi z grupą operacyjną NKWD i UBP liczącą łącznie 680 funkcjonariuszy (zginęło kilkunastu pracowników UBP i do 60 żołnierzy NKWD) oraz zniszczenie grupy operacyjnej NKWD i UBP 18.8.1945 r. w Miodusach Pokrzywnych przez 1 szwadron 5 Wileńskiej Brygady mjr Zygmunta Szendzielarza "Łupaszki" (straty do 60 zabitych). Nie można tez zapominać o boju stoczonym przez oddział Komendanta Okręgu Nowogródzkiego, ppłk Macieja Kalenkiewicza "Kotwicza" z grupą operacyjną NKWD 21 VIII 1944 w Surkontach. Po kilkugodzinnej walce na polu pozostało 36 zabitych Akowców oraz 120 zabitych i rannych NKWD-zistów.
Zakończenie omawianego okresu wiąże się z ruchem wykonanym przez władze komunistyczne – tj. ogłoszeniem w sierpniu 1945 r. amnestii dla żołnierzy podziemia, podczas której ujawniło się około 42.000 osób. Z tego blisko 30.000 miało przypadać na AK i organizacje "poakowskie", reszta zaś wywodziła się z silnego podziemia narodowego. Trzeba bowiem pamiętać, iż obok podziemia powstałego na bazie Armii Krajowej, silną strukturę konspiracyjną i bojową stworzyły organizacje oparte o ideologię narodową – Narodowe Siły Zbrojne i Narodowe Zjednoczenie Wojskowe, które nie ograniczały swojej działalności, prowadząc bardzo aktywną działalność bojową przeciwko władzy komunistycznej.
Jako drugi okres należy potraktować lata 1945-1947. Można byłoby nazwać te lata okresem "winowskim". Te półtora roku działalności podziemia wyznacza przede wszystkim data powołania nowej formy organizacyjnej nurtu podziemia wywodzącego się z AK – Zrzeszenia "Wolność i Niezawisłość", jak również daty dwóch kolejnych amnestii ogłoszonych przez władze komunistyczne. Nurt "poakowski" reprezentowało w tym czasie właśnie Zrzeszenie WiN, będące bezpośrednim spadkobiercą Armii Krajowej i jej kontynuatorki - Delegatury Sił Zbrojnych. Miała być to konspiracyjna organizacja o charakterze "obywatelskiej organizacji społecznej", w której formy wojskowe byłyby dalece zredukowane - do wywiadu i najbardziej niezbędnej samoobrony. Nie przewidywała w zasadzie istnienia oddziałów partyzanckich. Taki był model postulowany, zaprezentowany w dokumentach statutowych Zrzeszenia WiN. Rzeczywistość jednak była znacznie bardziej skomplikowana.
Ciągle wielu ludzi było ściganych przez UBP, ukrywających się z bronią w ręku. Dla nich jedynym miejscem schronienia były oddziały partyzanckie. Partyzantka istniała więc dalej, jednak w tym okresie działalność zbrojna została już ograniczona głównie do obrony ludności przed terrorem. Duży nacisk położono także na działalność propagandową. Zadanie to stało przed zachowaną siatką konspiracyjną. Był to więc okres wyczekiwania na rozstrzygnięcia polityczne, które jak wierzono powszechnie, miały przynieść wybory na początku 1947 roku.
Nastroje tego okresu najlepiej ujmują słowa ulotki, kolportowanej przez żołnierzy mjr Zygmunta Szendzielarza "Łupaszki" na Pomorzu w połowie 1946 roku:
(…) wypowiedzieliśmy walkę na śmierć lub życie tym, którzy za pieniądze, ordery lub stanowiska z rąk sowieckich mordują najlepszych Polaków domagających się wolności i sprawiedliwości (...) Nie jesteśmy żadną bandą, tak ja nas nazywają zdrajcy i wyrodni synowie naszej Ojczyzny. My jesteśmy z miast i wiosek polskich. Walczymy za świętą sprawę, za wolną, niezależną, sprawiedliwą i prawdziwie demokratyczną Polskę.
Sfałszowanie wyborów definitywnie zniszczyło i te oczekiwania. Ogłoszona przez władze komunistyczne amnestia z lutego – kwietnia 1947 r., w wyniku której ujawniło się ponad 53.000 osób, w zasadzie kończy działalność podziemia o masowym, powszechnym charakterze. W rezultacie za moment przełomowy w działalności podziemia, moment zmieniający jego charakter z ruchu masowego na znacznie mniej liczny, należy przyjąć właśnie wspomnianą amnestię z lutego – kwietnia 1947 r.
Trzeba wyjaśnić, iż intencją władz komunistycznych ogłaszających dwie kolejne amnestie nie było zapewnienie ludziom z podziemia powrotu do normalnego życia, lecz "rozłożenie" podziemia, zwłaszcza poprzez dotarcie do ludzi pełniących funkcje kierownicze. Zdobyte podczas akcji ujawnieniowej informacje pozwalały na dalsze prowadzenie pracy operacyjnej wobec tych, którzy zdecydowali się pozostać w podziemiu. Spora cześć ujawnionych, zwłaszcza dowódców, poddana została represjom. Doprowadziło to tez do ostatecznej likwidacji kierowniczych struktur podziemia, takich jak Zarząd Główny WiN.
W okresie tym podziemie liczyło nie więcej niż 100 000 żołnierzy i oficerów, z tego zapewne około 8 tys. w oddziałach partyzanckich. Na terenie Wileńszczyzny i Nowogródczyzny działało wtedy nie więcej niż 30-40 oddziałów zbrojnych liczących do 500 żołnierzy, które przeprowadziły jednak do końca 1946 roku ponad 60 akcji bojowych. Zwracam przy tym uwagę, iż badania nad tym tematem prowadzone do tej pory były bardzo powierzchownie, i z całą pewnością ustalenia w przyszłości pozwolą zweryfikować tę liczbę, zwiększając zapewne ilość przeprowadzonych akcji. Akcje te w większości ograniczały się do likwidacji przedstawicieli aparatu represji okupanta, ale były wśród nich także akcje ofensywne. M.in. 10 XI 1946 grupa Stanisława Korostika opanowała miasteczko Lipniszki, rozbijając pocztę i sielsowiet, a także likwidując przedstawicieli administracji okupanta.
Oddziały wywodzące się spośród Wilnian działały także na terenach Podlasia, Białostocczyzny i Pomorza. Były to 5 i 6 Brygady Wileńskie, podporządkowane mjr Zygmuntowi Szendzielarzowi "Łupaszce", ten zaś podlegał ewakuowanej na terytorium Polski centralnej Komendzie Okręgu Wileńskiego. Działalność tych jednostek była wyjątkowo skuteczna, paraliżując w 1946 roku praktycznie działalność władz okupanta na wspomnianych terenach. Oddziały wileńskie, działając w małych formacjach zwanych szwadronami, liczącymi do 20 osób, były w stanie kontrolować znaczące terytorium, wprowadzając w zasadzie własną władzę. Na Pomorzu, przeciwko dwóm szwadronom, liczącym 34 osoby, władze komunistyczne skierowały blisko 20 tysięcy funkcjonariuszy UBP, milicjantów i żołnierzy specjalnej jednostki – Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Mimo tak miażdżącej dysproporcji sił, szwadrony nie tylko uniknęły rozbicia, ale skutecznie operowały w terenie, paraliżując działalność lokalnej administracji i prowadząc ożywioną działalność propagandową.
Trzeci okres funkcjonowania powojennego podziemia niepodległościowego rozciągał się w czasie od kwietnia 1947 r. do końca 1949 r. Okres ten charakteryzuje całkowita decentralizacja – przestały istnieć centralne ośrodki kierownicze podziemia. W efekcie powstały spontaniczne małe, lokalne organizacje konspiracyjne, czasem liczące po kilka czy kilkanaście osób. Znaczne zmniejszyła się także skala oporu. Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego oceniało, że w 1948 r. działało 158 oddziałów i grup partyzanckich liczących 1.163 ludzi, a w 1949 r. 138 grup w sile 765 ludzi. Dane te nie obejmują oddziałów działających za wschodnią granicą, ale należy przypuszczać, iż sytuacja była analogiczna. Jest to bardzo wyraźna zmiana w porównaniu z okresami poprzednimi.
Widoczna była także zmiana charakteru działań podziemia, nastawionego teraz głównie na przetrwanie i podejmującego akcje polegające na zdobywaniu zaopatrzenia. Były to jednak w dalszym ciągu liczne działania. Tylko w 1949 r. na terenie Polski miało miejsce 828 zbrojnych wystąpień podziemia mających jednoznacznie "polityczny" charakter. Wśród tych oddziałów "przetrwania" były też oddziały wyróżniające się na ogólnym tle aktywnością bojową. Należy wymienić tu m.in. oddziały leśne Warszawskiego Okręgu Narodowego Zjednoczenia Wojskowego liczące przeciętnie 120 ludzi które w latach 1947-1949 wykonały około 300 akcji przeciw siłom komunistycznym. Brawurowy styl działania charakteryzował w dalszym ciągu też liczące niespełna 100 ludzi oddziały partyzanckie podlegające mjr. "Łupaszce", które kontynuowały działalność także po jego aresztowaniu w lipcu 1948 r.
Kolejny, czwarty, okres trwający od 1950 do 1952 r., charakteryzowało pogłębiające się rozdrobnienie podziemnego oporu. MBP oceniało, że w listopadzie 1950 r. działało w nowych granicach Polski jeszcze blisko 100 oddziałków i grup zbrojnych podziemia. Dla 14 z nich był to już siódmy rok walki z komuną, a dla części żołnierzy 12 rok walki o niepodległości Ojczyzny. Były to niewielkie grupki, ich liczebność rzadko przekraczała 10 osób. Ich ogólny stan wahał się w granicach 500 osób. W końcu 1951 r. ilość grup partyzanckich zmniejszyła się do 88 (stan 355 ludzi). Wydawałoby się, że siły te nie stanowiły już realnego zagrożenia politycznego, a tym bardziej militarnego dla ówczesnych władz. Dysponowały one jednak nadal wsparciem co najmniej kilkunastotysięcznej siatki terenowej złożonej, tak z ujawnionych jak i nie zdekonspirowanych członków organizacji podziemnych. Mogły też liczyć na życzliwość sporej części społeczności lokalnych, co dawało im realną podstawę do kontynuowania zbrojnego oporu nawet przez długi czas. Tylko w 1952 r. przeprowadziły 948, a w 1952 r. 682 wystąpienia zbrojne uznane przez władze za jednoznacznie "polityczne". Grupy te ponosiły straty, ale w miejsce rozbitych "odradzały" się nowe. Zjawisko to wiązało się zapewne z terrorem aparatu bezpieczeństwa – wielu ludzi uciekało do lasu przed represjami, a także z oporem wsi wobec podejmowanych prób kolektywizacji. Do końca 1952 r. władze bezpieczeństwa zlikwidowały większość najgroźniejszych oddziałków i grupek partyzanckich.
Na Kresach walka także dogasała. Badania na ten temat są szczątkowe, wiadomo jednak, że najsilniejszy opór zbrojny trwał na terytorium dawnych powiatów lidzkiego i szczuczyńskiego. Główną rolę odgrywał tam oddział ppor. Anatola Radziwonika "Olecha", który prowadził kilkunastoosobowy oddział aż do połowy 1949 roku. Ostatnie znane starcie zbrojne miało miejsce w sierpniu 1953 roku, kiedy to w walce z niewielkim oddziałkiem dowodzonym przez Hryncewicza, zginęło 4 funkcjonariuszy NKWD, w tym oficer w stopniu kapitana.
Jednocześnie z osłabieniem działalności partyzanckiej zaczął narastać proces tworzenia się tzw. "konspiracji młodzieżowej". Młodzi ludzie, niejednokrotnie liczący po 12-16 lat, zaczęli tworzyć grupy oporu, przejawiające swoją działalność głównie na niwie pracy propagandowej i czegoś, co nazywamy w polskiej literaturze "małym sabotażem". Było to przejawianie swojej postawy poprzez niszczenie symboli komunistycznych (jak wysadzanie pomników Armii Czerwonej), rysowanie na murach haseł propagandowych czy wydawanie, zazwyczaj w małym nakładzie, ulotek bądź plakatów. Liczebność tych grup można oceniać na około 8 000-10 000 osób, zaangażowanych w około 1500 grup konspiracyjnych. Był to więc silny ruch, choć potencjalnie znacznie mniej niebezpiecznych dla władzy komunistycznej niż działalność partyzancka.
Ostatni okres, po 1952 r. charakteryzuje się działalnością pojedynczych partyzantów, kryjących się na własna rękę przed siłami bezpieczeństwa, rzadko łączących się w niewielkie grupy. W zasadzie nie mieli oni już zaplecza w postaci struktur konspiracyjnych, które zostały rozbite przez UBP lub samorzutnie zaprzestały działalności. Ci naprawdę już "ostatni leśni" mogli utrzymywać się w terenie głównie dzięki pomocy części społeczeństwa na wsi, w większości nastawionego antykomunistycznie. Znalezienie odpowiedzi na pytanie, kiedy kończy się działalność polskiego zbrojnego podziemia niepodległościowego jest trudne. Niekiedy za koniec okresu zbrojnego oporu przyjmuje się, na zasadzie czysto symbolicznej, rok przemian politycznych w PRL – 1956. Posługując się innego rodzaju symboliką można też za datę krańcową przyjąć rok 1957, rok w którym poległ jeden z ostatnich wybitnych żołnierzy podziemia niepodległościowego walczącego z systemem komunistycznym – ppor. Stanisław Marchewka "Ryba" – były szef samoobrony Inspektoratu Łomżyńskiego AK-AKO-WiN (kawaler Krzyża Virtuti Militari). W rzeczywistości "ostatni leśni" nie zniknęli z polskiej rzeczywistości ani w 1956, ani też w 1957 roku. Ich obecność odczuwalna była jeszcze przez kilka kolejnych lat. Ostatni z nich - Józef Franczak "Lalek" (żołnierz zgrupowania mjr Hieronima Dekutowskiego "Zapory") poległ w trakcie starcia ze Służbą Bezpieczeństwa w miejscowości Majdan (woj. lubelskie) dopiero 21 X 1963 r.
Jak należy ocenić działalność polskiego podziemia niepodległościowego? Jak była jego skala działań? Pewnym miernikiem skali działań mogłyby być straty ponoszone przez siły komunistyczne. Mogłyby, bo w zasadzie badania nad nimi należałoby przeprowadzić od nowa. W okresie PRL rządowi historycy żonglowali nimi zupełnie dowolnie, zwiększając je lub zmniejszając wedle aktualnego oczekiwania władz i obowiązującej wykładni. Wedle ustaleń "koncesjonowanych" historyków jeszcze z przełomu lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, straty strony komunistycznej miały wynosić około 22.000 tysięcy osób (w tym 10.000 z formacji mundurowych), nie licząc trudnej do ustalenia liczby poległych funkcjonariuszy i żołnierzy NKWD (zweryfikowano około 1.000 nazwisk – jest to liczba raczej zaniżona). Straty podziemia, wobec złożoności form stosowanych represji, są w zasadzie na obecnym etapie badań nie do ustalenia Oficjalne raporty dotyczące zwalczania "band" na ogół podawały dane wybitnie zawyżone. Przyjmowano zazwyczaj liczbę 8.000 – 8.600 zabitych. Do tego dochodzą skazani na karę śmierci (około 5.000) i zmarli w więzieniach (około 21.000), natomiast nie ma jakichkolwiek poważnych danych na temat osób zamordowanych w śledztwie, zabitych w trybie pozaprawnym – na zlecenie "resortu", podczas operacji w terenie i pacyfikacji poszczególnych miejscowości.
Czy podziemie to miało szansę na zmianę rzeczywistości w Polsce? Patrząc dziś z perspektywy, oczywiście nie. Nawet zaangażowanie dużej ilości osób, w szczególności w pierwszym okresie nie mogło przynieść efektów, przede wszystkim ze względu na brak koordynacji działań i decentralizację ruchu. Próba zjednoczenia ruchu antykomunistycznego w ramach tzw. Komitetu Porozumiewawczego Organizacji Polski Podziemnej w 1946 roku zakończyła się w ostateczności fiaskiem. Ośrodek krajowy, jednoczący ruch konspiracyjny nie powstał, zaś ośrodek zagraniczny, jakim był Rząd Polski, wobec trudności w funkcjonowaniu (utrata uznania przez rządy innych krajów) także nie był w stanie stać się czynnikiem jednoczącym. Podziemie antykomunistyczne charakteryzuje więc rozbicie organizacyjne.
Drugim powodem jest też jego faktyczna nikłość. Co prawda w pierwszym okresie w podziemie niepodległościowe zaangażowanych było blisko 200 000 osób, ale trzeba pamiętać iż władza komunistyczna dysponowała o wiele liczniejszym aparatem terroru. Na terenie Polski okresowo stacjonowało blisko 6 milionów żołnierzy sowieckich. Przewaga była więc przygniatająca. Także tworzące się w tym czasie, przy pomocy NKWD, struktury rodzimego aparatu represji szybko osiągnęły znaczącą siłę. W szczytowym okresie liczyły 300 000 funkcjonariuszy i żołnierzy służących w formacjach zwalczających podziemie.
Ostatnim powodem było "zmęczenie" społeczeństwa długoletnim terrorem kolejnych okupantów. Działalność konspiracyjna i zbrojna w poprzednim okresie przyniosła wiele ofiar, często spośród najbardziej aktywnej części społeczeństwa. Przedłużanie okresu "narażania się na terror" dla wielu dotychczasowych żołnierzy podziemia nie miało więc sensu. Decydowali się na podjęcie legalnej pracy, kontynuację nauki, założenie rodziny. To w naturalny sposób likwidowało szerszą bazę podziemia. Co prawda, należy sądzić na podstawie dostępnej dziś dokumentacji, iż ta stabilizacja miała charakter tylko pozorny. Wiele z tych osób, które zdecydowały się na stabilizację życia, w sytuacji zmienienia się sytuacji geopolitycznej gotowych było raz jeszcze chwycić za broń. Sytuacja taka jednak nie nastąpiła.
Na zakończenie trzeba dodać, iż żołnierze podziemia niepodległościowego, bez względu na obraną drogę, byli do 1990 roku pod czujną obserwacją aparatu represji. Niemal każdemu zidentyfikowanemu żołnierzowi podziemia założono tzw. "teczkę ewidencyjną", którą uzupełniano na bieżąco. W ten sposób w gestii totalitarnego reżimu w Polsce znajdowała się wiedza na temat bardzo wielu osób. Wiedza często decydująca o karierze zawodowej czy nawet życiu osobistym. Przeciwko nim prowadzono liczne opracowania, kombinacje operacyjne czyli po prostu prowokacje, inwigilowano ich poprzez kontrolę korespondencji, podsłuchy pomieszczeń czy pokojowe, werbowano licznych agentów, śledzących każdy ich krok. Za jedną z największych "zbrodni" władza komunistyczna uznawała próby opracowań historycznych dotyczących działalności podziemia antykomunistycznego. Wszelkie materiały na ten temat aparat represji starał się rekwirować bądź niszczyć. Jednocześnie prowadzono bardzo intensywną propagandę, której celem było ukazanie tego podziemia jako działalności rabunkowej, jako pospolitego bandytyzmu, podszytego tylko polityką i ideologią. Niestety do dziś propaganda ta jest dość skuteczna. Badania więc nad tematyka podziemia antykomunistycznego powinny mieć priorytet i stać się elementem kształtowania prawdziwej i obiektywnej wizji historycznej.
~
2012.02.27 08.59.56
Maszerują cicho niby cienie
Poprzez lasy, góry i pola.
Niejednemu wyrwie się westchnienie,
Idą naprzód, taka ich dola.
I idą wciąż naprzód, bo taki ich los,
I ani żal, ani tęsknota
Z tej drogi zawrócić nie zdoła ich nic,
Bo to jest „Zapory” piechota.
A gdy księżyc wyjdzie spoza chmury,
I nastanie cicha, piękna noc,
To leśnej piechoty ciągną sznury,
Widać wtedy siłę ich i moc.
Choć twardą im była germańska dłoń,
Do boju ich parła ochota.
I zawsze zwycięstwo musiało ich być,
Bo to jest „Zapory” piechota.
Teraz za drugiego okupanta,
Jeszcze nam nie oschła jedna krew.
Po zdradziecku sięga nam do gardła,
I w tajgi Sybiru chce nas wieźć.
Pomylił się Stalin,pomylił się kat,
A z nim ta zdziczała hołota.
Za Katyń, za Zamek,za Sybir, za krew,
Zapłaci „Zapory” piechota.
~
2012.02.27 07.51.02
Pomysł ustanowienia 1 marca Narodowym Dniem Żołnierzy Antykomunistycznego Podziemia zrodził się ponad 3 lata temu. Dotychczas co roku patronował mu, poza liderami organizacji kombatanckich, m.in. wiceprezydent Opola Arkadiusz Karbowiak. Dwa lata temu wraz z nimi skierował do Sejmu RP, a potem także do prezydenta Lecha Kaczyńskiego apel o formalne ustanowienie takiego dnia. Przed rokiem Kancelaria Prezydenta przesłała do parlamentu projekt odpowiedniej ustawy w tej sprawie. Do dzisiaj jednak nie został on rozpatrzony przez sejmową Komisję Kultury i Środków Przekazu, choć do kolejnego 1 marca pozostało już tylko kilka tygodni.
- Projekt jest wstrzymywany w komisji, a jest to kompetencja przewodniczącej Iwony Śledzińskiej-Katarasińskiej z PO - informuje poseł Piotr Babinetz z PiS. Kilka tygodni temu o jego rozpatrzenie upomniała się Elżbieta Kruk. Uzyskała od posłanki Platformy zapewnienie, że sprawa stanie na prezydium komisji. Jak dotąd nic takiego nie miało miejsca. - To sprawa, o której powinna wiedzieć coś więcej wiceprzewodnicząca komisji pani Elżbieta Kruk. Czy ktoś słyszał, by się upominała, by mi o tym przypominała? - odpowiada przewodnicząca Śledzińska-Katarasińska. Jak zapewnia, w przeprowadzeniu ustawy przez komisję nie ma żadnego problemu. - Jeśli wiceprzewodnicząca mi o tym przypomni, na pewno się tym zajmiemy - deklaruje posłanka PO. - Upominałam się o ten projekt. Pani Katarasińska kłamie. O tym, co i w jakim terminie procedujemy, decyduje przewodniczący komisji - protestuje Elżbieta Kruk z PiS. Jak podkreśla parlamentarzystka, pracę nad ustawą o utworzeniu Polsko-Rosyjskiego Centrum Dialogu i Porozumienia jej koleżanka rozpoczęła na dzień po przesłaniu go przez marszałka Sejmu do komisji. - W przypadku ustanowienia Dnia "Żołnierzy Wyklętych" zwleka już od czerwca - dodaje Kruk.
~Jarun
2012.02.26 19.01.59
Napisałem to dlatego, że w dyskusji należy przyjąć czyjeś zdanie, że tak jest, że ja mam prawo głosu i prawo do innego myślenia, a durnotę trzeba udowodnić, a nie wyzywać !
~Jarun
2012.02.26 18.46.25
Odpowiadam redaktorowi. Co to znaczy mądry pedagog-wychowawca, ksiądz, uczeń. Czytałem, że chyba w Gryficach, jakiś ksiądz zatrudnił się u Pana Boga na pół etatu i poza "powołaniem" zajął się biznesem. Miałem szczęście w życiu, że np. spotkałem na swojej drodze dziś już niestety śp. K Majdańskiego. Słuchałem jego kazań i pamiętam Jego słowa. Udało mi się kilka razy zamienić z Nim kilka zdań. To teolog, profesor teologi, ale mówił prosto (pamiętam jego opowieść o obozie koncentracyjnym i eksperymentach przeprowadzanych na Nim). Druga osobą to moja znajoma polonistka, która pomagała młodzieży w prowadzeniu gazetki w liceum. Często mówiłem do tej nadzorującej koleżanki: "puszczasz ich tak na żywioł ?!". Oczywiście ! Gazetka była najlepsza w Zachodniopomorskim ( nagrody Pulitzera...chyba tak to się nazywało). Dzisiaj większość tych ludzi pracuje w TV lub pisze, np. w Kurierze. Czytam w Gryficach, jakiś bufon, nauczyciel prowadzi gazetkę "młodzieżową"... to kpina ! z tej młodzieży nie będzie redaktorów. To małostkowość ich upośledza. Cały nasz indywidualizm polega na tym, że jesteśmy różni- i mamy różne wartości. Natomiast nowocześni totaliści uznali, że wszyscy powinniśmy mieć jeden sąd: wszystko jest równie wartościowe, lub równie bezwartościowe.
~obiektywnie
2012.02.26 18.40.38
Czytam to wszystko i serce mi się kraja. Jarun nie potrafisz dyskutować i robisz to celowo - chcesz zastraszyć innych, gratuluje pomysłu na życie. Dziwny jesteś.
~Redaktor
2012.02.26 18.15.01
Proszę uwzględnić nierówność stron wynikającą ze tego, że pan Jacek pisze pod nazwiskiem, a Jarun nie, z czego wynika, że pan Jacek nie może donieść do przełożonego Jaruna. Niuans ze sfery honorowej, bo ja nikogo nie powstrzymam.
~Jarun
2012.02.26 16.04.43
Panie redaktorze, ja nie wiem kto siedzi po drugiej stronie. Mnie nie przeprosił tylko redakcję (której nie obraził. Co on jest schizo...) a jego tekst... zastanawiam się czy nie przesłać do jego dyrektora i do Kuratorium Oświaty w Szczecinie ! Redaktorze napisał pan "Argument o najlepszym liceum żenujący.". Oczywiście, tak jak bycie studentem "jagielonki", Sorbony, Harvarda, Yale, Oxford, Cambride to obciach...najlepiej w Resku, Łobzie i studia w. ...Niechorzu albo w Gryficach.
~Redaktor
2012.02.26 15.45.38
Zachowujecie się jak dzieci szlachty rozbiorowej.
Wykasowałem post pana Jacka, a on przeprosił, ale Jarun po raz kolejny go wkleja i wali cepem oponentów, z pewnością też dzieci, co nie przystoi. Argument o najlepszym liceum żenujący. A trochę wcześniej lansował tezę o przebaczaniu. Argumenty mikre, nawalanka na śmierć i życie. Oczy przecieram ze zdumienia.
~Kazimierz
2012.02.26 15.32.27
Rozumiem, że mówi pan/pani o przejęciu WiN przez UB, założeniu bodajże 5 Zarządu przez komunistów i grze z zachodem. W tym już okresie to już można mówić o Polsce, jako terytorium, na którym toczyła się gra między Sovietami a Zachodem. Bierut nie miał nic do gadania, bo był sowieckim agentem.
~
2012.02.26 15.14.21
Z CIA i SIS utrzymywano m.in. łączność radiową za pomocą przerzuconych do Polski agentów. Wywiady zachodnie liczyły, że WiN, oprócz prowadzenia w Polsce wywiadu wojskowego, posłuży po ewentualnym wybuchu III wojny światowej do dywersji na liniach komunikacyjnych i zniszczy najważniejsze zakłady przemysłowe - był to tzw. Plan "Wulkan", organizacji przekazano także plan "X" - wytyczne dla podziemia w Polsce na okres poprzedzający wojnę i na czas wojny. Wielu informacji dostarczyły UB także delegatury zagraniczne WiN za granicą. Wobec planów CIA przysłania do Polski oficerów amerykańskich na inspekcję WiN oraz przygotowywania masowych zrzutów ludzi i sprzętu, w grudniu 1952 MBP zdecydowało się na przerwanie gry. Spektakularna likwidacja organizacji wywołała tzw. aferę Bergu - ujawnienie współpracy emigracyjnych stronnictw politycznych skupionych w Radzie Politycznej oraz sztabu Andersa z CIA w zakresie prowadzenia wywiadu i dywersji w Polsce, w zamian za co otrzymywały one fundusze na działalność, co spowodowało rozłam na emigracji i potępienie tej akcji ze strony wielu emigracyjnych polityków (w tym prezydenta Zaleskiego) i byłych oficerów AK i NOW.
~Lucic
2012.02.26 14.24.44
hehe...jemu Jacusiowi płeć nie przeszkadza, co nie "słowiki" w gimnazjum ?....ale Go "dziewczyny", kochanki bronią...
~Jarun
2012.02.26 14.14.47
Podobnie jest z Giedroyciem, który nie lubił Polski i Polaków. Tylko co ma jedno do drugiego panie Kazimierzu. Aha Jacuś ciebie obrazić dla mnie to żadna satysfakcja, jesteś po prostu za głupi na dyskusję "swoja młodzież uczysz bezmyślności. Ja wsiunie w przeciwieństwie do twego zafajdanego gimnazjum, chodziłem do jednego z najlepszych liceum w Polsce. I ty tam mógłbyś być może woźnym...wychowawco Lwie...nie rozśmieszaj mnie bo mam zajady...a twoi uczniowie to miernotki takie jak i ty.