Ponownie musimy się zająć balustradą na kładce położonej nad jazem. Balustrada to nic innego jak zespawane kawałki rury o dużych kwadratach. Dorosły człowiek przechodzi obok i nie zauważa niebezpieczeństwa.
Matka z dwulatkiem natychmiast je widzi i pyta - jak mam upilnować trójkę małych dzieci, idąc do parku? I tak mam oczy naokoło głowy, jaką mam gwarancję, że przez te barierki dzieciak do wody nie wpadnie? Tym bardziej teraz, kiedy woda płynie przez śluzy? Ciekawość dzieci jest niewyobrażalna! Niebezpieczeństwo tuż, tuż. Kładka nad Rega i mostek to droga do szkoły i przedszkola. Przedszkolaki chodzą do biblioteki, zwiedzą muzeum i galerię w Bramie. Ilu opiekunów będzie musiało iść z grupą dzieciaków, by zapewnić im bezpieczeństwo? A dzieci do szkoły?
Wykonawca mówi, że wszystko ma w nosie, bo robotę wykonał zgodnie z projektem.
Emeryt twierdzi, że nie ma się czym przejmować, bo dzieci u nas dużo, jak się utopi jedno czy dwoje, to rodziny przeżyją dramat, a nie całe społeczeństwo. A zmiana balustrady na kładce może tylko spowodować czyjąś śmierć. Innego wyjścia emeryt nie widzi. My widzimy. Żadnej, ale to żadnej łaski terenowy oddział Melioracji i Gospodarki Wodnej w Gryficach nie robi. Ma cały miesiąc na uszczelnienie - dospawanie kolejnych elementów rur, by dzieciakom zapewnić bezpieczeństwo.
Tego oczekują całe rodziny w Gryficach. Jeśli w/w oddział uważa, że nie jego to sprawa, to niech znajdzie odpowiedzialnych i przekaże uwagi mieszkańców, póki jeszcze jest czas na naprawienie istotnych błędów w projekcie przebudowy kładki. M
to prawda już pare razy widziałem przechodząc tam sytułacje mrożace krew w żyłach a raz nawet pewien facet dreptał w wodzie bo dziecku z rąk zabawka wypadła prosto do rzeki. Tam jak się nic nie zrobi to będzie tragedia i szukaj winnych