Nikt nie zaprzeczy tezie, iż Zespół Tańca Ludowego z LO Chrobry, to grupa młodzieży, dzięki, której Polska dowiaduje się o mieście zwanym Gryficami.
O pracy zespołu i jego wojażach mówi założycielka pani Jolanta Nowak.
- W LO Chrobry mamy dwie grupy młodzieży. „Starszaki” to młodzież z klas II i III, a druga grupa, to młodzież z kl. I, tzn. ci, którzy w tym roku przyszli do naszego liceum. I to są dwie grupy tańca ludowego działające przy LO Chrobry, ale wszystkie ćwiczenia i układy choreograficzne mają miejsce w sali gimnastycznej SP3. Dzięki uprzejmości dyrekcji właśnie tej szkoły mamy dobre warunki do naszego rozwoju, ciągłego rozwoju naszych zespołów tańca ludowego. (W sali tej ćwiczą również dzieci i młodzież z Zespołu Tańca i Ruchu „Tarantule”, a nad wszystkim czuwają i prowadzą p. Jolanta Nowak i pani Agnieszka Janecka-Kuta). Wspólnie z panią Agnieszką pomyślałyśmy sobie, że skoro przez tyle lat udaje się nam przyciągnąć do zespołu młodzież, która solidnie ćwiczy i pracuje i chce poznawać naszą kulturę, to uznałyśmy, że warto byłoby zawieźć ich do matecznika, gdzie powstał pierwszy zespół ludowy po wojnie, czyli „Mazowsze” w Karolinie, by im pokazać miejsce i w jakich warunkach rodził się ten wielki polski zespół.
Pomysł udało się zrealizować. Pojechaliśmy do tego matecznika – Karolina. Tam, oprócz tego, żeby zobaczyć miejsce, to nie chciałam, by wyglądało to na zwiedzanie muzeum. Tylko chciałam, żeby dotknęli tego z bliska. Oprócz zwiedzania więc – bycie w miejscu, gdzie pani Sygietyńska tworzyła zespół. Gdzie powstawały pierwsze układy choreograficzne po wojnie z młodzieży, którą tam wyselekcjonowała z bardzo dużej grupy dzieciaków i młodzieży z terenu całej Polski. Mieliśmy również warsztaty z jednym z tancerzy „Mazowsza”, który jest solistą zespołu. A jego droga jest też czysto amatorska. Zaczął tańczyć w zespole amatorskim, nie jest po żadnej szkole baletowej, a doszedł tak daleko, że jest solistą baletu zespołu „Mazowsze”.
Cała nasza eskapada zakończyła się koncertem „Mazowsza”, na którym byliśmy, jako widzowie. Z panem prowadzącym z nami zajęcia i z jego partnerką zrobiliśmy sobie pamiątkowe zdjęcie. Mogliśmy też od kulis podglądać próbę zespołu. Myślę, że przygoda była niesamowita, wrażenia podobne. Myślę, że to było coś, czego się nie zapomni. Myślę, że to, co zaszczepiłam wśród naszej młodzieży, to będą opowiadać i długo wspominać i pozostanie to w nich na długie lata, jeśli nie do późnej starości. Pozostanie w nich ta nasza niepowtarzalna kultura ludowa, bo nikt nie ma takiej. Nasza jest piękna, mamy taką masę regionów, podregionów, kolorowe stroje. Byliśmy w tym muzeum, gdzie wszystkie kostiumy są w oryginałach, według tkanin, jakie kiedyś były robione. To wszystko jest pielęgnowane, wszystkie pięknie zadbane. Naprawdę coś pięknego. Polecam wszystkim, bo okazuje się, że tam wycieczki też przyjeżdżają. To nie jest centrum Warszawy, ale w pobliżu. Maleńka miejscowość ten Karolin, ale to jest miejsce, które warto odwiedzić. Jest jeszcze zespół ludowy „Śląsk”, ale „Mazowsze”, to jakby nasz ambasador.
– No tak, ale wy jesteście ambasadorem Gryfic – zauważamy.
– Tak, zawieźliśmy tam pamiątki z Gryfic i grafikę wykonaną przez p. Waldemara Seniutę. Zostawiliśmy tam swój ślad, jako promocję powiatu i na pewno sympatyczne wspomnienia, bo pani, która pomagała współorganizować całe przedsięwzięcie, wysłała nam e-maila. Nawet „dzieciakom” jeszcze nie zdążyłam przekazać. Okazało się też, że pani, która tam pracuje i zajmuje się organizacją tego typu spotkań pochodzi z naszych okolic. Jestem przekonana, że „dzieciaki” z Gryfic też zostawiły w Karolinie miłe o sobie wspomnienia i jakiś ślad. Bo przecież też mają swój mały udział w krzewieniu kultury pobranej od „Mazowsza”. Teraz przywiozły wspomnienia, a później przekażą innym – a nawet po całej Polsce. Dzisiaj nasza dziewczyna tańczy w zespole „Krąg” w Szczecinie czy w „Wielkopolanach” w Poznaniu. Tańczy też w jednym z zespołów krakowskich. Gdzieś te nasze perełki już krażą po Polsce.
– To są pani, pani Jolu, perełki. Bo to pani kierowała pierwszymi krokami w tańcu ludowym tych kiedyś dziewczynek...
– To są nasze perełki, wcale nie mówią, że są od Jolki, tylko że są z Gryfic. Myślę, że to jest ważne, one nie wstydzą się. Przyznają się do miejsca pochodzenia i szkoły i to jest ważne. Myślę, że dostają dobrą szkołę i na tyle są przygotowane, że bez żadnych problemów mogą startować.
Na warsztatach prowadzonych przez pana Piotra w pierwszym dniu „dzieciaki” były trochę speszone, bo to i prestiż miejsca robił swoje, ale w końcu pokazali, co potrafią. Do wyjazdu byli przygotowani, nawet jeden z chłopców znalazł w internecie, że „Mazowsze” to stylizowany zespół. To oczywiście zgadza się. Folklor, taki spod strzechy, dla dzisiejszego widza jest trochę za nudny, bo jednak kiedyś wszystkie układy choreograficzne były oparte na kole. To była zabawa w małej izbie i nikt nie bawił się w jakieś rysunki sceniczne, przekątne itd. Tańczyło się pod nóżkę, na ile izba pozwalała.
Teraz to jest zdecydowanie stylizacja. Strój to jedno, a co dzieje się na scenie, to drugie. Elementy popisowe też są troszeczkę inne, ale mimo wszystko pozostaje muzyka, bo to nie zmienia się, pozostaje kostium i pozostają kroki, co jest takie najważniejsze. W żadnym kraju nie ma takiej ilości kostiumów, jak w naszym. Kiedy byliśmy w Niemczech pytali, dlaczego nasze stroje są takie grube, czy u nas zawsze jest tak zimno? Wyjaśniłam, że nie jest zimno i co daje strój z czystej wełny.
Wracając do naszej eskapady do matecznika „Mazowsza”, to muszę powiedzieć, że same nie dałybyśmy rady, wspomogli nas: burmistrz Gryfic, Bank Spółdzielczy, BGŻ, gmina Brojce i gmina Karnice. Najbardziej jednak wspomógł nas burmistrz Gryfic. Niestety nie udało się pozyskać środków ze starostwa powiatu. Wsparli nas też rodzice. Wszystkim bardzo dziękujemy za pomoc i oczywiście liczymy na dalszą, bo warto wspierać młodych ambasadorów naszej gminy i powiatu.
Jestem dumna z tego, że „dzieciaki” przychodzą tutaj same, nie mam żadnej siły nacisku. Nie mogę ich zmusić do tego, żeby tu przyszli, ja mogę ich prosić, żeby przyszli, bo jest jakiś koncert i trzeba gdzieś pojechać. W miesiącach np. jesiennych, gdy świętowaliśmy Dzień Seniora, to praktycznie na każdej imprezie w naszym powiecie byliśmy. W zamian mamy tylko opłacony przejazd i podziękowania seniorów, choć w Trzebiatowie seniorzy zasponsorowali dla całego zespołu pizzę i to było bardzo miłe. Dla „dzieciaków” to była wielka frajda, że grupa starszych ludzi z uśmiechem na twarzy i łezką w oku z ciarkami na rekach dziękują im za koncert.
Zresztą, oglądając na żywo występ „Mazowsza”, sami doznali podobnych wzruszeń. Uważam, że dopiero teraz dotarło do nich, ile sami dostarczają tej radości innym przez to, że robią to, co robią. I to jest chyba najważniejsze. Inne splendory nie są nam potrzebne.
O swoich wrażeniach z wycieczki opowiadali również: Agata Byczkiewicz, Marcin Puzdrowski, Michał Krzyśka, Radosław Borowiecki. W ocenie młodzieży to wszystko się podobało, poczynając od wizyty w muzeum, uczestnictwa w warsztatach, a na koncercie „Mazowsza” kończąc.
I jeszcze na koniec pani Jola Nowak powiedziała: - Mamy cudowną młodzież, którą należy się chwalić, nie można się jej wstydzić. Jest wręcz przeciwnie – musimy ją chwalić. Potrafią znaleźć się w każdej sytuacji, takiej, która jest przygotowana i takiej która przygotowana nie jest. Potrafią zauważyć dobro i zło. Potrafią wybierać, lubią siebie, szanują siebie – co jest najważniejsze. To, że szanują siebie oznacza, że szanują i będą szanować innych. Mamy naprawdę cudowną młodzież i dają takiego „kopa” do pracy, że aż chce się pracować, mimo iż człowiek czasem czuje się zmęczony. Ale jak przychodzą uśmiechnięte „maski”, to nie da rady – trzeba pracować – optymistycznie zakończyła swoją wypowiedź pani Jolanta Nowak.
Od red. Cóż, my tylko możemy napisać, że bardzo szanujemy Pani pracę dla naszej młodzieży, że doceniamy to wszystko, co Pani robi dla małych „Motylków”, „Żabek” i pozostałych grup z „Tarantul”, a kończąc na Zespole Tańca Ludowego w LO Chrobry. M