W poprzednim wydaniu naszej gazety pisaliśmy o chłopcu, który uległ ciężkiemu poparzeniu i jest leczony w Gryfickim Centrum Leczenia Ciężkich Oparzeń i Chirurgii Plastycznej. Pozostaje pod opieką ordynatora dr. Andrzeja Krajewskiego oraz pielęgniarek, którym szefuje Elżbieta Młyńska.
Obiecaliśmy czytelnikom, że do dramatu Mariusza powrócimy pisząc o tym, jak był potraktowany w szpitalu w Mrągowie i jak trafił do szpitala w Gryficach. Mówi matka Wioletta Wawrzynowicz.
- Pogotowie przyjechało dość szybko z pełną obsługą medyczną. Przyjechać przyjechali bardzo szybko, 10-15 minut nie upłynęło, jak byli u nas w domu. Szybko i fachowo personel medyczny zajął się Mariuszem, ale w Mrągowie był już problem. Bo ja koniecznie chciałam, by został przewieziony do szpitala w Biskupcu, bo tam jest lekarz prowadzący syna od dzieciństwa. Ja nie chciałam się zgodzić na to, żeby został w Mrągowie, to syna zostawili na izbie przyjęć i wydzwaniali do Biskupca upewniając się, czy go tam przyjmą. W Biskupcu powiedzieli, że syna nie przyjmą, bo lekarz z Mrągowa stwierdził, że syn ukończył 18 lat, a tam jest tylko oddział chirurgii dziecięcej, a on jest już dorosły. Powiedzieli, że chcę dziecko narażać na jazdę jeszcze 40 km po dziurach do Biskupca. I na tym się skończyło, że został w Mrągowie. A ja zwyczajnie wierzyłam, że lekarze z Biskupca są ratunkiem dla mojego syna. Lekarz Mariusza jest ordynatorem oddziału. Został w Mrągowie od środy 16 kwietnia od godziny 20 do piątku 18 kwietnia do godziny 18. Zmieniali mu opatrunki, tyle że nie fachowo, po prostu część się odklejała, fruwało wszystko, nic nie było szczelnie opatrzone. Kroplówki mu dawali, nie zrobili prześwietlenia klatki piersiowej ani razu, chociaż się skarżył, że go boli klatka piersiowa i gardło. Przytomny był cały czas, miał poparzone drogi oddechowe, ale oni nawet nie stwierdzili, że miał je poparzone, nie ma nawet w karcie, jaki stopień poparzenia. Jest tylko napisane, że klatka piersiowa i ręce i to wszystko, ani szyja ani uszy, a przecież wszystko było widoczne. Tak że w karcie wypisowej nie ma opisu, w jakim stanie zdrowia był u nich. Lekarz mnie tylko straszył. Powiedział, że syn jest w bardzo ciężkim stanie, że jest ciężko poparzony, że czeka go dużo przeszczepów, długa rehabilitacja i to wszystko. I ciągle tak mówił ten, co był na dyżurze, bo na drugi dzień to już był ordynator. Ordynator powiedział, że będzie próbował jak najszybciej przetransportować syna z Mrągowa do Siemianowic Śląskich, Gryfic czy chociażby do Olsztyna, że on nie może dalej tu być. I ten ordynator załatwił miejsce w Olsztynie, oczywiście na chirurgii dziecięcej w szpitalu dziecięcym i to wtedy nie było problemu, żeby przyjąć w Olsztynie, nie było problemu, że on już dorosłym będzie, bo kończy 18 lat, a w Biskupcu był problem. Tak że czekałam w piątek 18 kwietnia przy jego łóżku cały czas non stop na karetkę, żeby go zawiozła do Olsztyna. Jedna karetka stała przy szpitalu a druga krążyła wszędzie, jeździła po terenie, ale stwierdzili, że stan Mariusza nie nadawał się do szybkiego transportu. Nie poznali się na stanie w jakim Mariusz się znajdował i uważali, że nie muszą go przetransportować natychmiast. Bo jak on trafił do Olsztyna na oddział, to był dzień a noc w opiece nad synem.
W Olsztynie miał zapewnioną opiekę na oddziale dziecięcym, dostał oddzielną salę i był w niej sam. W Mrągowie trafił na salę chirurgii ogólnej, gdzie było czterech pacjentów oprócz niego na sali, każdy z nich kaszlał, prychał, chrapał i co tylko. I do tych pacjentów przychodzili ludzie z zewnątrz, odwiedzali rodzinami i w ogóle, a syn miał rany częściowo odkryte na wierzchu, tak że była groźba zakażenia w każdej chwili. Nie zdawali sobie sprawy z tego, w jakim stanie jest Mariusz, w jak krytycznym jest stanie. Jak trafił do Olsztyna, to ja się dowiedziałam, że jest cały czas zagrożenie jego życia ze względu na groźne bakterie przede wszystkim i miał oparzone drogi oddechowe, ciężko poparzone gardło i tchawicę, cała klatka piersiowa go bolała, nie mógł prawie już nic mówić. W Olsztynie zrobili od razu prześwietlenie płuc, gdzie w Mrągowie nie pofatygowali się ani razu, nawet nie zasugerowali, nawet nie wiem czy go zapytali, czy coś go boli, oprócz poparzeń zewnętrznych. W Olsztynie miał robioną całą noc inhalację z lekarstwami, to przez taką rurę szło ciepławe powietrze z lekarstwami do gardła przez całą noc non stop. Cztery pielęgniarki przy nim całą noc biegały. Mnie dali łóżko i mogłam być tam przy nim. I jeszcze jedno, lekarz pielęgniarkom polecił, że do rana musiały mu podać 2,5 litra płynu w kroplówkach do godziny 7 rano miało to spłynąć w kroplówkach dlatego, że on miał tak gęstą krew, tak był odwodniony, że oni nie mogli do jakiegoś badania krwi nie mogli pobrać krwi, bo była za gęsta. Nie mogli mu wykonać tego badania krwi musieli podać odpowiednią ilość płynów, by rozrzedzić krew. A w Mrągowie, jak poszłam i zwróciłam pielęgniarce uwagę, że jakoś jedna z kroplówek (miał podłączone dwie) strasznie wolno leci, parę godzin leciała i nie widziałam, żeby ona w ogóle leciała, myślałam, że zapchana jest, a pani pielęgniarka stwierdziła, że to jest taka kroplówka i taka butelka i tak ma być. Poszłam z powrotem na salę zła, no ale co jak pielęgniarka wie lepiej. Tak mi się zdawało. W Olsztynie mieli określone godziny, żeby odpowiednia ilość płynów jak najszybciej wpłynęła do organizmu, żeby krew rozrzedzić. Tam w Olsztynie fachowo się nim zajęli. W ogóle jak miałam na izbie przyjęć w Olsztynie wypełniać różne dokumenty, podpisywać różne ankiety, to nie, że dziecko czekało ze mną na izbie przyjęć aż wszystko wypełnię, tylko dziecko od razu było przetransportowane na oddział na salę i od razu się nim zajęli i wszystko przy nim robili. To tak powinno być, a nie jak w Mrągowie dziecko leży poparzone na izbie przyjęć i czeka, aż ja wypełnię papierki, drzwi otwarte z korytarza i czeka.
Helikopter z Mariuszem z Olsztyna wyleciał o godzinie 17 miał się skierować do Siemianowic. W ostatniej chwili podjęto decyzję o przetransportowaniu go do Gryfic, bo do Siemianowic jego organizm już by nie wytrzymał, miał silny obrzęk głowy i szyi. U nas trafił pod opiekę najlepszego w Polsce a może i w Europie zespołu kierowanego przez ordynatora dr. Andrzeja Krajewskiego i zespołu pielęgniarek kierowanych przez oddziałową panią Elżbietę Młyńską. - kończy opowieść matka. Opowieść przede wszystkim o funkcjonowaniu naszej służby zdrowia, jednej z jej placówek, o różnicach w podejściu do pacjenta i wykonywanej pracy.
Wszystkim pracującym w Centrum Ciężkim Oparzeń w Gryficach pani Wioletta Wawrzynowicz serdecznie dziękuje za każdy gest i dobre słowo, za pomoc i życzliwość, ze heroiczną walkę o powrót do życia swojego syna. Wierzymy, że Mariusz do zdrowia powróci, ale droga jeszcze długa i trudna. Maja
Pozdrawiamy P.Elę Młyńską. O Ordynatorze nic niewiem bo go wiecznie nie było.... OLEWAŁ!!
Opieka przemiła pielegniarki kooochane.
Opieka to głównie miłośc pielęgniarek. po operacjach niestety pamietam oj bóóóól pomimo obietnic że przejdzie. Zmiany opatrunkow, KOSZMAR.
Ale wszystko sie wygoiło Prawie ozdrowiałem Teraz REHABILITACJA
Całuję Zespół leczący. ODRYNATOR wielki MINUS. Kasa, kasa......................................................
POzdro
~MAREK CHRZANOWSKI SIERPC
2009.08.24 18.19.03
POZDRAWIAM PANA DOKTORA A.KRAJEWSKIEGO SIERPCZANINA .CIESZĘ SIĘ BARDZO ,ŻE MAMY TAK WYBITNEGO LEKARZA Z SIERPCA A SIERPCZANIE TAK NIEWIELE WIEDZĄ. ALE ,TAK JUŻ BYWA ,ŻE WYBITNI LUDZIE SIĘ NIE CHWALĄ.KIERUJĘ SŁOWA UZNANIA. ZPOWAŻANIEM M.CHRZANOWSKI .
~tadeusz
2008.12.29 16.04.50
słowa uznania dla zespołu kierowanego przez Pana dr A. Krajewskiego.
~Uratowany.
2008.07.19 07.40.29
Sam uległem bardzo ciężkiemu poparzeniu, w pierwszym szpitalu nie mogłem liczyć na fachową pomoc. Miałem to szczęście, że również trafiłem pod opiekę dr. A. Krajewskiego i jego wspaniałego zespołu. Od tego czasu minęło kilka lat, ale nadal jestem pełen podziwu dla osób tam pracujących. Bywałem już w różnych szpitalach, ale nigdy nie spotkałem się z takim profesjonalizmem i tak bardzo ludzkim podejściem jak właśnie w Gryficach. Dla mnie zespół kierowany przez dr. Krajewskiego jest najlepszy na świecie, bo pewnie na gdzieś mają lepszy sprzęt i więcej pieniędzy, ale większego poświecenia dla pacjenta już wyobrazić sobie nie mogę. Również pozdrawiam wszystkich pracujących w Centrum Ciężkich Oparzeń w Gryficach.