W wieku XVI i XVII Europa, wyniszczana wojnami, klęskami nieurodzaju i epidemiami chorób, ogarnięta została dodatkowo przez inny rodzaj zarazy, jeszcze bardziej przerażającej i przynoszącej śmierć setkom tysięcy ludzi. Wydaje się być irracjonalne, że w czasach kiedy tryumfy święciły idee humanistyczne, czerpano z osiągnięć starożytności, a w centrum zainteresowania filozofii, kultury i sztuki po wiekach teocentryzmu ponownie znalazł się człowiek, społeczeństwa europejskie opanowała ślepa wiara w zabobon, czary i gusła. Niestety swoista psychoza strachu i szaleństwo związane z poszukiwaniem domniemanych czarownic wynikało z postawy Kościoła.
,,Malleus Maleficarum”
Do drugiej połowy XV wieku, Kościół oficjalnie negował istnienie czarów, jednak na nieszczęście całej Europy, stanowisko to zaczęło się zmieniać, a tragiczne skutki przerosły najśmielsze oczekiwania. Około 1486 roku, dwóch dominikanów, Heinrich Kramer oraz Johann Sprenger, napisali przerażającą nawet dzisiaj księgę o wiele mówiącym tytule ,,Malleus Maleficarum”, czyli ,,Młot na czarownice”. Księga szybko zyskała wątpliwy rozgłos i stała się swego rodzaju kompendium ówczesnej wiedzy na temat domniemanych czarów, a także podręcznikiem dla inkwizytorów, sędziów i urzędników miejskich, traktującym o objawach rzekomego czarownictwa, postępowaniu z osobami podejrzanymi oraz metodach karania.
,,Młot na czarownice” przeraża drobiazgowością sadystycznych wręcz opisów i postrzeganiu kobiety, jako upadłej, niedoskonałej, zwodniczej i skłonnej do kłamstwa. Autorzy, który wręcz obsesyjnie bali się kobiet, postawili je tym samym w centrum podejrzeń o czarownictwo. Przełomem była również zmiana stanowiska Kościoła. W 1484 roku, papież Innocenty VIII w specjalnie wydanej bulli obwieścił, że czary istnieją. Ukoronowaniem tych poczynań był fakt, że w 1491 na Uniwersytecie w Kolonii orzeknięto, iż osoby nie wierzące w czary będą uważane za winne herezji i karane przez inkwizycję. Pętla została więc zaciśnięta. Nadszedł czas polowań...
Ta szaleńcza krucjata przeciw czarom bardzo szybko dotarła również na Pomorze, uzależnione wówczas od Rzeszy Niemieckiej. Społeczeństwo zmęczone wojnami, głodem i ubóstwem miało w końcu możliwość obarczenia kogoś realnego za wszystkie niepowodzenia. Dodatkowo podsycana przez Kościół atmosfera wzajemnej podejrzliwości potęgowała strach i sprzyjała najczęściej bezsensownym oskarżeniom. Najsłynniejsza z pomorskich czarownic jest oczywiście piękna Sydonia von Borck, oskarżona o spowodowanie wygaśnięcia książęcego rodu Gryfitów, jednak ofiar tego szaleństwa było znacznie więcej.
,,Przypadek Urszuli Raddemer”
Obłęd spowodowany obsesyjnym poszukiwaniem czarownic dotarł także i do Trzebiatowa. W źródłach historycznych odnajdujemy wzmianki o dwóch domniemanych czarownicach z okolicznych wiosek i ich procesach. Jeden z nich na pewno zakończył się wyrokiem skazującym i karą śmierci przez spalenie na stosie, co do drugiego brak dokładnych informacji.
W roku 1669 Trzebiatów, jak i pobliskie wsie (Gąbin, Kłodkowo, Trzeszyn i Chomętowo) żyły procesem wiejskiej kobiety Urszuli Raddemer (z domu Klatte, urodzonej w Gąbinie) mieszkającej z mężem Hansem w Kłodkowie. Tak jak i w wielu innych tego typu przypadkach oskarżenie Urszuli o czary było wynikiem wiejskich plotek. Gospodynie szeptały między sobą, że już rodzice kobiety byli podejrzewani o to, że zajmują się magią. Ogromnym obciążeniem były także zeznania Marii Knaken, która podczas swego procesu o czary zeznała podczas tortur, że przekazała diabła Urszuli Raddemer. W międzyczasie na polnej drodze w pobliżu Kłodkowa, wiejski pastuch znalazł na wozie martwego chłopa Hansa rehmera, oczywiście podejrzenie od skierowano na Urszulę Raddemer. Para małżeńska nie była we wsi zbyt lubiana i miała wielu wrogów. Przyczyn ich odosobnienia należy upatrywać w zdarzeniu, które miało miejsce 5 lipca 1668 roku. Wówczas to dwóch zazdrosnych o zyski chłopów, Dinnies Rehmer i Peter Grünewaldt pobiło Hansa Raddemera tak dotkliwie, że ten ledwo uszedł z życiem. Obaj zostali oskarżeni przez sąd wójtowski w Kłodkowie i skazani na karę więzienia, od tego czasu rodziny skazanych szukały tylko sposobności by zemścić się na małżeństwie Raddemerów.
Ostatnim zdarzeniem, które bezpośrednio spowodowało aresztowanie Urszuli Raddemer był pomór bydła w sąsiednim Trzeszynie. Mieszkańcy wsi poprosili o pomoc wróżbitę ze Stargardu, który z całą pewnością stwierdził, że zwierzęta padły ofiarą czarów. Wówczas poszkodowani gospodarze oraz chłopi z Kłodkowa otwarcie oskarżyli Urszulę Raddemer o uprawianie czarownictwa. Aresztowana została postawiona przed magistratem i sądem miejskim w Trzebiatowie. Zeznawali także świadkowie, bez skrupułów przypisując kobiecie wszelkie nieszczęścia. Niestety nie zachowały się akta z pierwszego przesłuchania oskarżonej i świadków. Wiadome jedynie, że jej doradcą prawnym był notariusz Peter Laurens, a od podejrzeń uwolniono jej męża, który pozostał na wolności i za wszelka cenę starał się udowodnić niewinność ukochanej żony. Cdn.
Piotr Żak